Jak wiadomo, granie w gry na tak wyjątkowym komputerze, jak Amiga to wspaniała rozrywka. Wszelkie "plejstacje" i "seXBOXy" odpadają w przedbiegach. Nie ma to jak usiąść przy prawdziwej Amidze, uruchomić z dyskietki jedną z kultowych gier, usłyszeć dźwięk stacji, obejrzeć intro i zabrać się do rozgrywki. Nie jest też żadną tajemnicą, że najprzyjemniej gra się z kimś innym. W dzieciństwie był to starszy/młodszy brat, w okresie dorastania koledzy z podwórka, a teraz, kiedy część z nas dzieli swoje życie ze wspaniałymi kobietami, to one z powodzeniem mogą posłużyć nam za kompanki do wspólnej zabawy przy Amidze (tylko bez skojarzeń proszę). W poniższym artykule przedstawię wam kilka amigowych gierek, w które z powodzeniem można pograć z dziewczyną/żoną w czasie długich jesiennych/zimowych wieczorów albo nawet latem, kiedy akurat nie ma nic ciekawego do roboty.
UGH!
Zestawienie otwiera gra o prymitywnie brzmiącym tytule "UGH!". Może nie tyle prymitywnym, ile prehistorycznym. Już sama fabuła gry spodoba się każdej dziewczynie (szczególnie gdy nie jest jeszcze Twoją żoną). Otóż bohater gry, zarośnięty prehistoryczny ludek, spotyka miłość swojego życia. Niestety wybranka jego serca jest (delikatnie mówiąc) prehistorycznym przykładem dziewuchy nastawionej materialistycznie do życia. Chłopak nie ma wyboru - musi wziąć się do roboty. Pewnego razu siedząc i rozmyślając "pod gruszą" wpada na pomysł, że założy jednoosobową spółkę z o.o. zajmującą się przewozem osób - takie prehistoryczne taxi. Szybko sklecił pojazd, przeprowadził niezbędne testy zderzeniowe Euro NCAP, po czym ruszył na podbój rynku. Robota taksówkarza, tak dzisiaj, jak i w prehistorii nie należała do najbezpieczniejszych. Nasz bohater narażony jest na wiele niebezpieczeństw prehistorycznego świata (np. przelatujące nad głową pterodaktyle itp.). W grze kluczową rolę odgrywa też grawitacja. To walka z nią i innymi przeszkodami na ekranie sprawia, że radość osób za sterami joysticków sięga zenitu. W trybie gry na dwie osoby zdarza się wiele śmiesznych sytuacji, np. przypadkowe wpadnięcie jednej taksówki na drugą powodujące równie przypadkowe strącenia do wody klienta czekającego na taksówkę itd. Kombinacji jest sporo, a radości z gry we dwoje jeszcze więcej. Ostrzegam! Gra jest bardzo wciągająca!
PANG
Nie mniejsze emocje wywołać może kolejna gra mieszcząca się na zaledwie jednej dyskietce. Mam tu na myśli zręcznościówkę o nazwie "Pang", wydaną ponad 20 lat temu przez firmę Ocean. Gra pozbawiona jest co prawda tak wzniosłej fabuły, jak w przypadku "UGH!", jednak nie to jest w niej najważniejsze. Pomysł, jaki kryje się za tytułowymi czterema literami (znowu bez skojarzeń proszę) jest tak prosty, że aż genialny. Strzelamy w odbijające się po ekranie piłeczki (bąbelki), które po każdym trafieniu rozmnażają się i przyjmują formę jeszcze mniejszych piłeczek i tak w kółko, aż do momentu wyeliminowania wszystkich latających bąbelków z ekranu gry. Granie z dziewczyną daje sporo frajdy i pozwala zaobserwować wiele ciekawych, życiowych postaw, jakie przenosimy poprzez joysticki na bohaterów gry. Można wykazać się opiekuńczością i likwidować najtrudniejsze do strącenia kulki samemu, tak aby nasza partnerka mogła rozbijać te łatwiejsze. Gdy dziewczyna poczuje, że spełnia w grze tylko rolę pomocniczą, wyskoczy na chwilę przed szereg i zacznie rozbijać jak w amoku wszystko, co się rusza. Szybko jednak "gapnie" się, że wygenerowała zbyt wiele mikroskopijnych kulek i w mgnieniu oka schowa się za naszym bohaterem, który będzie musiał wszystko wziąć na siebie. Ehhh... dokładnie tak jak w życiu.
SUPER METHANE BROS.
Współpracę, wypraną ze współzawodnictwa możemy potrenować podczas grania w kolejny klasyczny, amigowy tytuł, a mianowicie "Super Methane Brothers". Fabuła nie jest znowu mocno skomplikowana, a sama rozgrywka - absolutnie cudowna. Bohaterami gry są dwaj bracia: Puff i Blow. Można określić ich mianem współczesnych "zadymiarzy". Wpadają na imprezę, robią dym i wklepują komu trzeba. Nie inaczej jest w "Super Methane Brothers". Bracia przyodziani w maski gazowe częstują chmurą dymu latające potwory, po czym z impetem ciskają nimi o ściany w oczekiwaniu prezentów, jakie grzecznie oddają skruszeni przeciwnicy. Gra daje dużo frajdy, przede wszystkim za sprawą nietuzinkowego sposobu rozbijania szajki potworów. Poza tym bohaterowie wyglądają na sympatycznych gości, a sama rozgrywka jest bajecznie kolorowa. Do tego dodajmy jeszcze soczystość grafiki oraz świetnie zaprogramowane sterowanie bohaterami. To wszystko sprawia, że przy "zadymiarzach" można spędzić długie godziny. Granie we dwójkę to brodzenie w kłębach dymu, przejmowanie otumanionych potworów i ratowanie partnerki z opresji. Dziewczynę zainteresują z pewnością kolorowe prezenty, pluszowe misie, resoraki, pozostawione przez unicestwione potwory. Gwarantuję, że zbierze wszystkie, jakie tylko pojawią się na ekranie.
BEACH VOLLEY
Granie we dwójkę na Amidze, może stanowić świetną terapię antystresową, zwłaszcza gdy nasza partnerka z jakichś względów jest na nas "najeżona". Aby wyładować złe fluidy krążące w powietrzu, można przecież zagrać w grę z elementami rywalizacji, dać dziewczynie fory i pozwolić by zatriumfowała na wirtualnym polu gry. Jedną z takich terapeutycznych gier jest "Beach Volley", czyli po naszemu - siatkówka plażowa. Bardzo przyjemny system sterowania zawodnikami pozwala szybko opanować technikę gry i rozpocząć gnębienie szybkimi ścinami naszą lubą. Gorzej, kiedy ta kumata istota po drugiej stronie boiska podpatrzy nasze szpanerskie zagrania i zacznie nam, delikatnie mówiąc... dokopywać. Gra wciąga i po godzinie nie ma już śladów zdenerwowania w oczach partnerki. Jednak nie łudźmy się, nawet półzakamuflowana przegrana 2 do 5 w Beach Volley nie uratuje Ci skóry, jeżeli zapomniałeś o jej urodzinach albo rocznicy ślubu.
DYNA BLASTER
Zestawienie najlepszych gier do maltretowana "we dwoje" zamyka prawdziwa perełka. Gra stworzona ewidentnie do tego, by uzależniać! "Dyna Blaster", bo o niej tu mowa, to doskonały przykład na to, ile radości może przynieść trochę ponad 600 kB danych przepuszczonych przez wyspecjalizowane układy scalone we wnętrzu naszej Amigi. Na jednym z forów internetowych rozgrywkę w "Dyna Blaster" określono następującymi słowami: "Z zagraniem partyjki w "Dyna Blaster" jest jak ze zjedzeniem kanapki - może się to wydarzyć o każdej porze, w każdym miejscu, jest przyjemne, proste i nie będziesz miał tego dość!" Fabuła gry po raz kolejny nie jest jakoś specjalnie wyszukana, ot kolejna historia znudzonego smoka, który postanowił dorobić sobie jako porywacz księżniczek (tak właściwie to smok był tylko podwykonawcą zlecenia). Bidak nie zdawał sobie sprawy, że z amigowcami nie ma lekko i nie tak łatwo ich zrobić w bambuko (raz-dwa się skrzykną i złożą na komisariacie zbiorowy pozew ;)). A tak na serio, to w grze wcielamy się w rolę chłopaka owej księżniczki, który chcąc ją uwolnić ze szponów podłego smoka, musi przebrnąć przez serie korytarzy, wybijając przy okazji najemników porywacza. Z racji tego, że nasz bohater pałał się za młodu amatorskim konstruowaniem bomb domowej roboty, to teraz wykorzystuje swoje doświadczenia w walce z potworami. Cała zabawa polega na takim umieszczaniu bomb na planszy, aby promień rażenia po wybuchu przeszywał potworki, co zarazem skutkuje ich natychmiastowym odesłaniem na tamten świat. W trakcie rozgrywki znajdziemy dodatkowe bonusy, które np. powiększają zasięg rażenia naszych bomb lub pozwalają zostawiać na planszy większą ich ilość, czy też sprawiają, że poruszamy się szybciej. Zabawa jest przednia w pojedynkę, ale tak naprawdę zaczyna się dopiero po podłączeniu drugiego joysticka. Granie we dwójkę wyciska z gry dodatkową porcję miodnej zabawy. Dla graczy to zastrzyk adrenaliny i gwarantowane podniesienie ciśnienia krwi. Na początku współpracujemy w eksterminacji potworów, potem zaczyna się szaleńczy "death match" na bomby. Innymi słowy, gracze zastawiają na siebie nawzajem bombowe pułapki w nadziei, że przeciwnik nie umknie przez ich rażącym promieniem. Jest to najbardziej emocjonujący moment gry w "dynka". Po ludzku, chcemy równo dokopać naszej dziewczynie (i vice versa). To nic, że bardzo się kochamy w realu. Tutaj za wszelką cenę chcemy osmalić jej tyłek. Genialność tej gry polega jednak na tym, że w cieniu morderczej i na pozór poważnej rywalizacji doświadczamy setek komicznych sytuacji z nami w roli głównej. Gra doskonale nadaje się jako rozładowywacz napięcia dla każdej podminowanej dziewczyny, która zamiast wyładowywać się na biednym chłopaku może mu spuścić lańsko na ekranie monitora. Efekt gwarantowany! W ogóle granie w "Dyna Blastera" powinno być rekomendowane przez Instytut Matki i Dziecka, a Amigi z zainstalowaną kopią tej fantastycznej gry, rozdawane w trakcie kursów przedmałżeńskich. Daję głowę, że relacje w polskich rodzinach uległyby widocznej poprawie. Rodziłoby się więcej dzieci, które wychowane na amigowych grach, lepiej by się rozwijały, co przełożyłoby się na jakość życia i wydajność pracy, a co w efekcie doprowadziłoby do pokoju i harmonii na świecie!
Yyy... ale o czym to ja pisałem wcześniej. Aha o graniu z dziewczyną. No więc jak sami się przekonaliście, nie tak trudno jest połączyć pasję do dwóch naszych przyjaciółek (Amigi i dziewczyny). Wystarczy spiąć je razem jednym kablem, posadzić przed telewizorem i wejść razem z nimi w świat doskonałej i niestarzejącej się Amigowej rozrywki!
Wielu miłych chwil przy Amidze dla was i dla waszych drugich połówek
życzą
MarX (i MarZenka ;)
fuego@o2.pl
Artykuł oryginalnie pojawił się w piątym numerze Polskiego Pisma Amigowego.