• Amiga Meeting 2004 - 15 maja 2004 - relacja Warlocka

19.02.2005 10:08, autor artykułu: Przeżył, zobaczył i zrelacjonował: CJ Warlock
odsłon: 3652, powiększ obrazki, wersja do wydruku,

Dwa dni przed AM zadzwonił do mnie MCBarlo. Jest miejsce w samochodzie, którym on jedzie. Pewnie to wynik tego, że kilka dni wcześniej przemianowaliśmy go z Hassanem na hultaja, nicponia i huńcwota (sam MCBarlo dorzucił jeszcze ochoczo "figlarz"), gdy się pochwalił, że sam jedzie, a dla nas miejsca nie ma. W piątek zadzwonił drugi raz i chciał, żebym wstał o 5:00 i o 7:00 był u niego (godzina drogi komunikacją miejską), skąd miał być wyjazd. Zapostulowałem skorzystanie z 5-minutowego dojazdu trasą DK1 do mnie, co się przydało.

W przeddzień Amiga Meetingu do 4:00 rano murowałem ścianę z cegieł na strychu (to chyba z tego podniecenia przed imprezą), więc dzwonek do drzwi o 8:00 zastał mnie pod prysznicem (i tak dobrze, że sam się obudziłem bez budzika). Krzyknąłem chłopakom "zaraz wyjdę", na wszelki wypadek przez okno na półpiętrze i zasłoniętą roletę, żeby ich nie zaszokował poranny striptease. Podniecenie przed Amiga Meetingiem im też dawało się we znaki, bo ledwo zdążyłem się ubrać, a oni już się dobijali.

Po radosnych powitaniach ("no, narzeszcie", "mnie to już znasz", itp.) ekipa w składzie Broda (kierowca pojazdu marki Seicento), MCBarlo, Morgoth i CJ Warlock wyruszyła na trasę do Łodzi.

Po drodze nie obyło się bez komentowania amigowych forów internetowych (mnie to na szczęście ominęło, od pół roku jestem bez sieci) i cytowania różnych krzywozwierciadlanych poglądów, np. że to będzie Pegasos Meeting, a nie Amiga Meeting i tym podobnych deformacji rzeczywistości, które na miejscu odziwo okazały się prawdą.

W Łodzi czekało na nas trochę błądzenia, w czym pomagał MCBarlo i dziwna mapka dojazdu na AM, wydrukowana chyba z efektem pikselizacji (wyglądała tak, że tylko nazwy dużych ulic dało się odczytać, a reszta nie przypominała nawet liter tylko zbiór kilku pikseli, w dodatku bez antyaliasingu). W końcu, o 10:30 dotarliśmy na miejsce Amiga Meetingu: III LO w Łodzi. Odrazu udaliśmy się do łazienki (bo tutaj jeszcze żeśmy wszyscy naraz do WC nie wchodzili ;). Potem uiściliśmy opłatę za wstęp i... weszliśmy, a czego się spodziewaliście? ;)

Na sali, dość dużej, było już sporo ludzi, a później doszło jeszcze więcej. Stał też ekran i rzutnik. A dokoła jak okiem sięgnąć stoliki, a na nich Pegasosy. Chyba tylko jedna Amiga była obecna (a przynajmniej na chodzie), A4000 Tower z Zorro, kartą gfx i 21" monitorem. Były też stoiska eFunzine i Matay. eFunzine miało różne koszulki amigowe i pegasosowe po 25 i 29 zł oraz kupę standardowych gratów z ciut niższymi cenami na niektóre z nich. Były też "pegazowe pączki" po 1.50, kanapki z serem i MOS-owe krówki. Pegazowe pączki polegały na tym, że sprzedawano pączki w białych papierowych torebkach z nadrukowaną ami-owcą. Nie jestem jednak pewien czy dokładnie to opisałem, bo pączka takowego nie kupowałem. Matay sprzedawał oryginalne oprogramowanie, niektóre pozycje nawet po całkiem rozsądnych cenach.

Ludzie robili rozmaite rzeczy na swoich komputerach, na big screenie coś leciało albo nie, a zasadniczo plan imprezy miał wyglądać tak:

10:00 Otwarcie targów AM2004
10:00 - 12:30 Prezentacje na bigscreenie
12:30 Prezentacja systemu MorphOS 1.4
13:00 Gry na Pegasosie
13:45 Zapowiedź systemu MorphOS 1.5
14:15 Nowości w oprogramowaniu dla MorphOSa
15:00 Grafika 3D na Pegasosie
16:00 Prezentacja emulatora MacOnLinux
17:00 Zakończenie targów AM2004

I przebiegł on nawet sprawnie, bez jakichś strasznych opóźnień.

Pod hasłem "Gry na Pegasosie" kryła się prezentacja MOS-owego portu DOSBoxa, którą miał przeprowadzić autor portu, MCBarlo. Miał chłopak tremę albo i nie miał, ale w każdym razie dobrze się trzymał. Jak tylko usiadł do Pegaza to zdążył w 15 minut dokonać instalacji i drobnych poprawek w swoim dziele, zakodować cztery gry na peceta, "popsuć" dwie karty graficzne i popodłączać zakoszony komuś monitor LCD. Chciał jeszcze do spółki z jednym gościem, który też wyciągał rękę do rzutnika spalić rzutnik, ale im pan operator rzutnika nie pozwolił i dał im po łapach. A cała batalia była w ogóle o to, żeby dało się uzyskać w miarę przyzwoity obraz na tym rzutniku, który najwyraźniej nie miał ochoty wyświetlać czerwonej składowej obrazu, mimo że pan operator grał i grał na nim w grę pod tytułem "configuration menu", a właściciel Pegaza przekładał karty graficzne.

1.jpg W końcu MCBarlo pokazał swój wynalazek i przy okazji wykazał się nie lada zręcznością trzymając mikrofon i jeszcze mówiąc do niego i to nawet z sensem podczas grania w pecetowe gry pod DOS-a śmigające teraz na Pegasosie dzięki przeportowaniu DOSBoxa. Mówił między innymi jak się kieruje bohaterem gry Flashback, opowiadał co widzimy na ekranie, nawet opowiadał co można zrobić dzięki DOSBoxowi i jakie są tego zalety, ale przez cały ten czas nie przyznał się w ogóle, że tak naprawdę to mu w domu mama, tata i sąsiad mowili na zmianę jaką teraz linijkę w C ma wpisać, co poprawić, a co zoptymalizować pod G3/G4. No nie przyznał się w ogóle, że źródłówki to w PSS Społem na przeciwko kupił i tylko drożdży dodał i odstawił do szafy na jakieś 2 miesiące. Dość jednak pochwał. Prawda i tak wyjdzie na jaw kiedy ktoś wreszcie uruchomi jego dzieło na swoim komputerze, bo jak na razie działa tylko gdy autor patrzy.

Opowiastki Opiego o MOS-ie 1.4 i Jacy o MOS-ie 1.5 były zwięzłe i ciekawe i to chyba jedyna rzecz jaką piszę w dosłownym sensie w tej relacji. Podobały mi się, a MOS 1.5 naprawdę jest już godnym uwagi produktem i jeśli dalej będzie się tak rozwijał to będzie poprostu czadowo.

4.jpg Czas poza interesującymi mnie prezentacjami spędzałem na włóczeniu się po sali, poznawaniu ludzi, których "każdy zna", ale których w ogromnej większości w ogóle nie znałem z widzenia, no i na rozmowach przy oglądaniu tego co mają do pokazania na swoich Pegazach. Wrażenie zrobiły na mnie dwie obudowy. Pierwsza stała na stoisku eFunzine: chudziutka micro ATX z pionowym koszem na CD-ROM, podświetlanym na niebiesko wyświetlaczem LCD informującym o stanie Power, HDD, temperaturze wewnątrz i ruchu wentylatora. Ładna i zgrabna. Fajna laska. ;) Druga to słynna już chyba obudowa Krashana. Jest to w zasadzie stelaż wykonany z profili aluminiowych i z... laminatu dwustronnego. Trudno to nazwać fajną laską, ale za to jest to coś w rodzaju plastikowej kostuchy - leciutkie i bez zbędnego obłożenia materiałem, no po prostu same kości i to tylko te niezbędne. :) A mówię to wszystko w jak najbardziej pozytywnym sensie, bo sam chciałem zrobić sobie lekką i łatwo przenośną obudowę do A1200, a pomysłowe rękodzieło Krashana dało mi inspirację do pracy. Nie omieszkałem pochwalić autora.

Na Amiga Meetingu pojawiły się także osobniczki płci pięknej i było ich nawet więcej niż kilka. Wiadomo, chłopaki się starzeją to mają już z kim przychodzić. ;) Pod koniec jedna pani wpadła jednak na mniej ładny pomysł aby zapalić jakieś marnej marki papierosy w sali przy otwartym oknie. Wiatr wiał do środka i dym rozniósł się po wnętrzu sali. Ale mniejsza z tym.

Ludzie zaczęli się rozchodzić do domów, pakować komputery, przeprowadzać ostatnie przed wyjazdem rozmowy, pan operator rzutnika z pomocnikiem składali bigscreen, panie z eFunzine próbowały informować, że już koniec imprezy i że trzeba sobie iść, a Mono zaczął grać na obecnym na sali fortepianie. Tak się wczuł, że nie można go było oderwać ani podawaniem ręki, ani śrubką od jego komputera. Przy okazji okazało się, że nasz maestro potrafi śmigać po klawiaturze fortepianu trzymając śrubkę w garści prawej ręki. ;) A, porobiłem jeszcze z MCBarlo kilka śmiesznych zdjęć aparatem Mono.

3.jpg 6.jpg 5.jpg

Pamiętaj, Mono, "im głupsze tym bardziej nasze". ;) Chciałem jeszcze od Mono wypalić sobie teledyski Bjork, ale jego MakeCD na MOS-ie freezowało się z niewiadomych przyczyn, więc z nagrania CDRW wyszły nici. Nagle zorientowałem się, że od dłuższej chwili nie ma moich kompanów podróży. Wystraszyłem się, że gotowi jeszcze zosatwić mnie tu bez transportu i pobiegłem na dół. Pewnie jesteście ciekawi czy byli i czekali na mnie? O tym w następnym odcinku... MCBarlo wbiegał akurat po schodach po mnie, a ja zbiegałem, więc postanowiliśmy jednak pobiec w kierunku samochodu. Padał deszcz.

Broda wrzucił mi plecak do bagażnika i mimo moich protestów odciął mnie od jedzenia. I tak byłem najedzony w przeciwieństwie do reszty ekipy bo podczas AM wyskoczyłem sobie do pobliskiego ważywniaka po jabłka, banany i razowiec. Wróciliśmy szybko, nawet chyba szybciej, niż dojechaliśmy do Łodzi, a na mnie spadła rola wyprowadzenia ludu z ziemi egipskiej, czyli dekodowanie planu Łodzi z uwzględnieniem aktualnej pozycji w rzeczywistości na język pilotowania kierowcy.

Teraz siedzę w domu i za chwilę ruszam dalej do murowania na strychu. Remont samodzielny to dopiero wyzwanie! A jeszcze dużo roboty przede mną. A Wy po co czytaliście ten artykuł? Przecież to ponad 150 linijek bezsensownego nudzenia o niczym... Chyba po prostu to lubicie... ;)

Podsumowanie: klimat był zdecydowanie różny od tego jaki panowałby na copy party. Zanim się z tego meetingu zaczęło robić coś na kształt party to już dobiegał końca. Ale party to jedno, a takie targi to drugie. Ogólnie rzecz biorąc było fajnie, wszystko przebiegło w porządku i efekt informacyjny został moim zdaniem osiągnięty. A party swoją drogą by się przydało, ale to już inna historia...

Pozdrowienia dla ekipy (MCBarlo, Morgoth, Broda) i wszystkich, których spotkałem na Amiga Meeting 2004 oraz wszystkich przybyłych.

    
dodaj komentarz
Na stronie www.PPA.pl, podobnie jak na wielu innych stronach internetowych, wykorzystywane są tzw. cookies (ciasteczka). Służą ona m.in. do tego, aby zalogować się na swoje konto, czy brać udział w ankietach. Ze względu na nowe regulacje prawne jesteśmy zobowiązani do poinformowania Cię o tym w wyraźniejszy niż dotychczas sposób. Dalsze korzystanie z naszej strony bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej będzie oznaczać, że zgadzasz się na ich wykorzystywanie.
OK, rozumiem