• AmiParty 9 - maj 2010

05.07.2010 19:44, autor artykułu: MarX
odsłon: 4175, powiększ obrazki, wersja do wydruku,

W dniach 22-23 maja, amigowcy z Lubelszczyzny oraz z innych rejonów naszego pięknego kraju spotkali się w mieście znanym z pokładów krzemowych (ups... kredowych, znaczy się), cementowni i krwiożerczego duszka Bielucha, który co drugi dzień towarzyszy mi w czasie śniadania pod postacią serka homogenizowanego. Nie wiecie o co "kaman"? Przyjedźcie do Chełma to się przekonacie. A teraz zapraszamy do lektury relacji z AmiParty, które, niestandardowo, odbyło się w klubie "Camerata".

Na party wyruszyłem wraz z Sandem, który zgarnął mnie około południa spod placu zamkowego w Lublinie. Po zapakowaniu mojej opasłej torby podróżnej, pełniącej tego dnia rolę opakowania na śpiwór, koc i monitor LCD, wyruszyliśmy w drogę. Po jakiejś godzinie jazdy bardzo komfortową arterią łączącą Lublin z Chełmem dotarliśmy na miejsce. Dziewiąta edycja AmiParty odbyć się miała w zupełnie nowym miejscu, tuż u bram Instytutu Informatyki PWSZ w Chełmie. Znajdują się tam dwa kluby zlokalizowane tuż obok siebie. W nich to młodzież z Chełma i okolic zwykła spędzać swój wolny czas. Z tą różnicą, że pierwszy Klub (K2), uważany jest za typową mordownię, która przegrywa z kretesem w starciu z "Cameratą" - klimatycznym klubem z przemiłą obsługą i kierowniczką taką, że do rany przyłóż. To właśnie tam, około godziny 14:00, ujrzeliśmy uśmiechnięte, amigowe mordki.

Na party place byli już obecni organizatorzy spotkania w postaci Draka, Taurusa, Sir_Lucasa i rodzynka płci pięknej - Flea. Spotkaliśmy także amigowców spoza Chełma, m.in. Widelca - przedstawiciela znanego wszem i wobec miasta seksu i biznesu (Rejowca Fabrycznego). Mimo niebezpiecznej fali powodziowej zjawił się także Stachu z Piaseczna, wraz z najszybszą Amigą 4000 na planecie Ziemia. Przyjechał również Krashan z Białegostoku, który pokonawszy serię malowniczych tras Białostocczyzny i Lubelszczyzny, również trafił na grunt chełmskiej "Cameraty". Szybko zauważyłem resztę starych znajomków z amigowych imprez (ZED, MaaG, Saddam0), po których przywitaniu zabrałem się za rozkładanie swojego sprzętu. Oprócz mojego skromnego Maca Mini z MorphOS-em, na AmiParty można było podotykać, uruchomić i poużywać (sobie) wielu innych egzotycznych komputerów. Zacznijmy od Sandowskiej Samanthy, na której całkiem zgrabnie pomykał AmigaOS 4.1. Tuż obok niej znalazło się miejsce na klasyczne dobro w postaci desktopowego killera (A1200 060@60 MHz), którego właścicielem był Sir_Lucas oraz towerowego monster killera w wydaniu Staszka (A4000D Cyberstorm PPC 060@66 MHz/PPC@366 MHz). Na pięterku zainstalował się Tims ze swoim sprzętem do grania, MaaG z MiniMaciem oraz Taurus prezentujący swój hobbystyczny retro-zbiorek z Atari Falcon 030 na czele, poprzez Amigę 1200 z "sześćdziesiątką" na pokładzie, kończąc na egzotycznym Acornie. Tego wszystkiego dopełniały "makowe strucle" (czyli Maci Mini z MorphOS-em), których było chyba jeszcze ze trzy sztuki + Efika Krashana. Ta ostatnia, w połączeniu z pomysłowym CPU swojego właściciela, okazała się świetnym polem doświadczalnym do programowania pod MorphOS-em. Przez kilka ładnych godzin rozkminialiśmy z Krashanem obsługę procesów pod MorphOS-em i ich implementację w moim Exciter Playerze. Sprawa, z pozoru prosta, okazała się bardzo czasochłonna, ale do przejścia. W ten oto sposób, wydanie nowej wersji Excitera to już kwestia tygodni (a nie lat). Dobra, ale żeby nie odstawiać już zbytniej prywaty, przejedźmy kamerą na innych uczestników spotkania.

AmiParty#9 rozgrywało się od początku na dwóch płaszczyznach. Pierwszej, komputerowo-dyskusyjnej (przy komputerach i piwie) i drugiej, biesiadno-towarzyskiej (przy pizzy, chipsach i... piwie). Z trudem godziłem obie płaszczyzny, aż w końcu zaczęły na siebie nachodzić i stawać się coraz bardziej kolorowe i dynamiczne (to jak zwykle zasługa C2H5OH). Ale na ten temat najlepiej wypowiedziałby się HOŁDYS z PPA. Ja, zwykły, szary amigowiec wrócę taktownie do opisu imprezy. A płynęła ona wesoło na obu wyżej wymienionych płaszczyznach, w atmosferze rozmów o wszystkim i o niczym, o rzeczach ważnych i tak poronionych, jak programowanie pod MUI w C++. Flea sypała kawałami, prezentując przy okazji jedyne w swoim rodzaju, własnoręcznie wykonane amigowo-macowe kolczyki. Krashan zaś, odpowiadał po raz szósty na pytanie "dlaczego przestałeś być moderatorem na PPA?". Zauważyłem, że wśród partyzantów są też przybysze z dalszych zakątków kraju, mowa o Phibrizzo, Madmanie i 11MASTErze. Oni też dosiedli się do amigowego stolika, którego nie zwolniliśmy już do końca imprezy. Po południu, na party place zawitał także Virago wraz ze swoją wesołą rodzinką (w tym najmłodszą amigantką w Polsce - małą Patrycją, która ma już na swoim koncie zeszłoroczne AEM).

W mgnieniu oka zastał nas wieczór, a na głównej sali zaczął rozstawiać sprzęt... zespół heavy-metalowy! Okazało się, że zupełnym przypadkiem termin AmiParty zbiegł się z koncertem kilku kapel lubujących się w cięższych klimatach muzycznych. Dokładnie rzecz ujmując były to zespoły: "Resolution" z Chełma, "Stoner Metal" z Lublina i "TANQuil" z Zamościa. Stało się jasne, że tego dnia szarpidruty z długimi włosami przygrywać nam będą do kotleta. Zaczęli około 20:00 i z małymi przerwami grali do 23:00. Największa frajdę z zaistniałej sytuacji miał Widelec, który wreszcie mógł pohasać pod sceną i zrobić użytek ze swoich długich włosów. W tym czasie Krashan, z wygłuszającymi słuchawkami na uszach, programował pod Efiką, Staszek prezentował swoją wypaśną Amigę, a reszta amigowej społeczności skryła się na zewnątrz sali, przy amigowym stoliku biesiadno-towarzyskim. W tzw. międzyczasie Drako przyprowadził na AmiParty kolejną zbłąkaną MOSowcę (Rzookola), który to przyjechał do Chełma wprost z Krakowa. Impreza trwała w najlepsze, a my zaraz po tym jak ostatni zespół skończył wykrzykiwać ze sceny "Wikipedia, wikipedia!" (czy jakoś tak), powróciliśmy do komputerów. Był to dobry czas na to, aby po raz kolejny przyssać się do Falcona, Samanthy i reszty sprzętu.

Planowaliśmy obejrzeć jeszcze trochę filmów alternatywnych i zapuścić kilka demek, jednak około godziny 3:00 nad ranem towarzystwo zaczęło się powoli wykruszać. Sen i zmęczenie materiału robi swoje. Jeden po drugim, amipartowicze padali niczym śnięte muchy na materace, krzesła i inne powierzchnie gładkie nadające się do spania. Niektórych sen zastał przy komputerach. Widelec w ramach optymalizacji miejsca wykorzystał skrawek wolnej przestrzeni na pięterku. Położenie się spać było jednoznaczne z obudzeniem się za jakieś dwie godziny z kacem i nieładem na głowie. Jednak naturalną koleją rzeczy i ja odleciałem na kilkadziesiąt minut do krainy snów. Obudziłem się po 6:00 rano w niedzielę, podobnie jak reszta partowiczów. Rozruszałem żołądek zapiekanką i sokiem porzeczkowym, po czym zacząłem pakować sprzęt do swojej uniwersalnej torby podróżnej. O godzinie 7:30 byliśmy już spakowani i gotowi do drogi.

Nastała najmniej przyjemna chwila podczas każdej imprezy - pożegnanie. Aby nie przedłużać tego dramatycznego momentu, szybko pożegnaliśmy się ze wszystkimi, organizatorom podziękowaliśmy za świetną imprezę i wyruszyliśmy "sandowozem" w drogę do Lublina. Tym razem wracaliśmy w trójkę (Sand, Rzookol i ja). Z racji wczesnej pory, trasa Chełm - Lublin była niemal pusta. Pomijam już tylko czatujących (i to bynajmniej nie na gadaczu) policjantów, którzy w nieoznakowanym radiowozie czaili się na amatorów szybkiej jazdy. My byliśmy jednak już zbyt zmęczeni, aby łamać przepisy drogowe. Ostatecznie przed 9:00 byliśmy w budzącym się do życia Lublinie. Potem już tylko krótka przejażdżka eMPeKiem i "home, sweet home Alabama!"

Tak oto, w trochę pokręcony sposób, zapisało się w mojej pamięci dziewiąte AmiParty w Chełmie. Wypadałoby jeszcze jakoś podsumować całą imprezę. Z natury jestem optymistą i trudno jest mi się czasem zmusić do widzenia czegoś w ciemnych barwach. Po prostu przyjmuję z przymrużeniem oka pewne niedociągnięcia, które przy każdym większym przedsięwzięciu muszą się zdarzyć. W przypadku AmiParty też nie mam się za bardzo do czego przyczepić. Impreza była wspaniała od początku do końca. Może zabrakło tylko pokazu demek, a koncert metalowców trwał trochę przydługo, ale grunt, że dopisała ekipa amigowców i atmosfera, która była wprost genialna. Fajnie jest spotkać w "realu" tych wszystkich pozytywnie zakręconych ludków, z którymi niemal codziennie obcujemy na PPA. Zmiana miejscówki też wyszła na dobre, jednym słowem AmiParty, niczym dobre wino, im starsze tym lepsze! Ci, którzy nie przyjechali niech idą się biczować, bo przegapili doskonałą imprezę! A najlepiej niech szykują się na kolejne AmiParty, oby tak udane, jak te, z którego relację właśnie przeczytaliście.

Pozdrowienia dla wszystkich uczestników AmiParty#9 i podziękowania dla Taurusa za udostępnienie zdjęć z imprezy.

    
komentarzy: 3ostatni: 05.07.2010 22:27
Na stronie www.PPA.pl, podobnie jak na wielu innych stronach internetowych, wykorzystywane są tzw. cookies (ciasteczka). Służą ona m.in. do tego, aby zalogować się na swoje konto, czy brać udział w ankietach. Ze względu na nowe regulacje prawne jesteśmy zobowiązani do poinformowania Cię o tym w wyraźniejszy niż dotychczas sposób. Dalsze korzystanie z naszej strony bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej będzie oznaczać, że zgadzasz się na ich wykorzystywanie.
OK, rozumiem