Nie będę udawał, że wierzę w to, że w Polsce będzie normalnie, bo nie wierzę...
Nie widzę powodu...
Każdy to wierzy, że kolejne wybory sprawią jakiś cud jest śmieszny...
dopatrywanie się szans w wyborach jest śmieszne...
kiedyś przynajmniej nie musiałem się wstydzić.
Wg mnie zbyt dużo przejmujesz się tym co piszą w gazetach/pokazują w TV i chyba mylisz propagandę i dziennikarskie "fakty" z rzeczywistością...
Poniżej łap PRZEPIS NA ZADOWOLENIE:
"Brytyjscy psychologowie ułożyli wzór na szczęście - obiegła media unformacja. Przepis jest banalnie prosty. Szczęście = P + (5 x E) + (3 x H). Wystarczy pomnożyć i dodać.
Wzór został opracowany na podstawie badań prowadzonych wśród tysiąca osób. Musiały one odpowiedzieć na kilka prostych pytań: "Czy jesteś elastyczny i otwarty na zmiany?", "Czy jesteś optymistą i masz poczucie, że kontrojujesz swoje życie?", "Czy zaspokojone są twoje podstawowe potrzeby życiowe - czy jesteś zdrowy i czy masz poczucie bezpieczeństwa, w tym finansowego?". "Czy odczuwasz satysfakcję z pracy i życia rodzinnego?". Z analizy odpowiedzi naukowcy wysnuli następujące wnioski: P (personal characteristics) oznaczacechy charakteru takie jak: podejście do życia, zdolność adaptacji, elastyczność (pytanie pierwsze i drugie). E (existence) we wzorze to egzystencja - czyli ogólna kondycja, stan zdrowia, finansów oraz życia towarzyskiego (pytanie trzecie). H (higher order) zaś to potrzeby wyższego rzędu, takie jak poczucie własnej wartości, ambicje i poczucie humoru (pytanie czwarte).
Na ile ważne są te składniki w osiągnięciu szczęścia, mówią liczby, przez które należy je pomnożyć. Im większe, tym bardzoej istotny składnik.
Mówiąc więc najprściej: aby być szczęśliwym, musisz mieć zaspokojony byt materialny, czuć się kochanym, być optymistą i mieć poczucie własnej wartości.
Proste?
- Nie zdarzenie, lecz nasza interpretacja tego zdarzenia jest tym, co powoduje nasze poczucie szczęścia lub nieszczęścia - mówi amerykański psycholog Albert Ellis. Potwierdzają to badania naukowców z University of Minnesota.
Wydarzenie życiowe jedynie na krótko zmieniają subiektywne odczucie zadowolenia. Po kązdym epizodzie radości lub rozpaczy powracamy do pewnej normy, tak zwanego poziomu nastawczego set point), różnego dla każdego z nas i w znacznej mierze wrodzonego - tłumaczą."
Na podstawie powyższego śmiem podejrzewać że w Twoim przypadku wyjazd za granicę niewiele zmieni jeśli chodzi o Twój stosunek do rzeczywistości...
I jeszcze jeden fragmencik:
Autorzy [...] wiele razy obserwowali polskich emigrantów, szukających swojego miejsca w Ameryce - w Kalifornii, Bostonie, Dallas. Byli wśród nich oczywiście ludzie sukcesu, ale były też osoby nieszczęśliwe, zagubione i nastroszone na swoją nową ojczyznę. Ci zbuntowani porównywali "prostackich" Amerykanów do "europejskich" Polaków. Źle wychowaną młodzież Ameryki do naszej młodzieży - i tak dalej. Mijały lata, a w nich narastała niechęć i pogarda do nowego świata. Przy pierwszej okazji pakowali rzeczy i wracali do kraju, żeby... dalej narzekać, pić amerykańską whisky i dalej porównywać, tym razem porządek i dobrobyt Zachodu z krajową mizerią. Potem pakowali walizki i znowu wracali do Stanów, "bo w Polsce nie da się wytrzymać". Tacy ludzie krzywdzą samych siebie. Do końca życia będą porównywali i wyszukiwali powody, dla których warto być nieszczęśliwym.
Gdziekolwiek więc jesteś i cokolwiek robisz - nigdy nie porównuj. Wyłuskuj to, co najlepsze, a nie to, co najgorsze. Karm swoje emocje tym, co daje radość.
Za:
http://niesmialosc.net/szczescie.htm
Ostatnia edycja: 23.12.06 11:17:55