[#24]
Re: Amiga wzorem dla Linuksa
@zyga64,
post #21
Założenie może jest i słuszne (jak ENV/ENVARC w AmigaOS). Ale praktyka pokazuje, że realizacja w Windows jest po prostu koszmarna. Sprawę pogarszają programiści, którzy tworzą soft wrzucający co się tylko da do rejestru. Potem mamy takie drobne programiki, które robią 500 tajemniczych wpisów do rejestru i nie wywalają przy deinstalacji. Milion rzeczy się powtarza w tym rejestrze. Oczywiście większość nic nikomu nie mówi (no bo co ma mi mówić np. 464467565-34342-3242-234?). Ilość tego śmiecia jest po prostu porażająca. Z czasem jest coraz gorzej. Nie mogło to być tak jak w starym MacOS (nie MacOSX, bo tego nie znam) albo AmigaOS/MorphOS? Czytlene, logiczne, łatwe w edycji, zajmuje mało, można przenieść, zrobić kopię, nazwy mają sens, wiadomo gdzie czego szukać w razie potrzeby.
A jeszcze co do słuszności założenia. Ja uważam, że trzymanie ustawień w takim ogólnym miejscu ma tylko wtedy sens gdy mogą one być jakoś wykorzystane przez inne programy czy system. Jeżeli nie to wara programowi od katalogów systemowych. Każdy program ma swój katalog i niech tam sobie śmieci. Po co mi ustawienia programu w katalogu systemowym? Może tylko po to żeby je zostawić jak się program odinstalowuje i żeby potem były jak się zainstaluje ponownie. Ale z praktyki wiemy, że najczęściej te śmieci po prostu zostają i nigdy z nich nie korzystamy. To ja już wolę żeby nie zostawały i w razie potrzeby sobie skopiować jakiś plik *.prefs z katalogu programu. Swego czasu w AmigaOS też była taka tendencja żeby preferencje trzymać gdzies w systemie (czasem w S: czasem w ENV:). Ja nigdy tego nie rozumiałem. Po jakiego grzyba mi trzymać w RamDisk:ENV preferencje programu z którego korzystam raz na rok? Na szczęście ta tendencja minęła. Trochę do tego przyczynił się Magazyn Amiga, który kiedyś (daaawno temu) propagował to o czym piszę teraz. Program ma swój katalog i jak nie musi to nie powinien poza niego wychodzić. Dzięki temu instalacja jest tylko formalnością i program można backupować, kopiować. To jest cudowne. Są nieliczne programy pod Windows, które są też tak napisane. Czyli jednak się da jak się chce. Część z nich ma amigowy rodowód i pewnie dlatego. Na przykład stary LightWave czy XNView pozwalają na takie rzeczy. FreeHand do pewnej wersji też (możliwe, że nowy też - nie sprawdzałem).
Rejestr w wydaniu MS Windows to po prostu śmietnik. Tak sam zresztą jak i katalog C:WINDOWS. Dziwię się, że przy tak ogromnych siłach zaangażowanych w tworzenie najważniejszego systemu świata nie potrafiło stworzyć sobie jakiejś sensownej struktury katalogów systemowych. Niezależnie od tego jaki to jest plik i tak ląduje w C:WINDOWS, C:WINDOWSsystem albo C:WINDOWSsystem32. Może to być obrazek na pulpit, może to być biblioteka. Po prostu koszmar. Nie mogło to być tak sensownie i logicznie poukładane jak w MacOS czy AmigaOS/MorphOS? Normalne, logiczne nazwy, które coś znaczą, a nie ghuwd.dll albo rtegdm.dll czy qwerty.dll. :) Dziwię się jak ten bajzel działa... Pod tym jednym względem AmigaOS jest całe lata świetlne przed Windows. :)
Ostatnia edycja: 01.12.08 12:56:27