[#1] Wyczesane Bajki I
Bawimy się w układanie bajek. :P Każdy dopisuje kawałek bajki (1-2 zdania). Następny kawałek bajki można dopisać po innej osobie. Dla zachowania ciągłości bajki można przeklejać wcześniej ułożony fragment i dopisywać swój.

Szedł parallax lasem, radośnie wymachując koszyczkiem pełnym świeżo zebranych muchomorów, rozkoszując się promieniami letniego słońca, dłubiąc małym palcem lewej ręki w prawym uchu i starając się unikać spadających na głowę szyszek, którymi z nudów bombardowały go tutejsze wiewiórki .

[#2] Re: Wyczesane Bajki I

@snajper, post #1

Szedł parallax lasem, radośnie wymachując koszyczkiem pełnym świeżo zebranych muchomorów, rozkoszując się promieniami letniego słońca, dłubiąc małym palcem lewej ręki w prawym uchu i starając się unikać spadających na głowę szyszek, którymi z nudów bombardowały go tutejsze wiewiórki. Droga wiła się malowniczo wśród porośniętych endemiczną, popromienną roślinnością wzgórz Beskidu Sądeckiego. Niebo było bezchmurne, a nagrzanego od sierpniowego skwaru powietrza nie mącił nawet najdrobniejszy podmuch wiatru. "Może to i lepiej?" - pomyślał parallax, z niepokojem spoglądając na grubą warstwę bogatego w radioaktywny Cez-137 brunatnoczerwonego pyłu pokrywającego ścieżkę, po której kroczył.
ŁUP!
Wystarczyła chwila dekoncentracji, by celnie ciśnięty przez wiewiórkę orzech zaostrzonym końcem wbił mu się między brwi. Parallax podniósł wzrok i wycierając wierzchem dłoni spływającą po twarzy krew prześledził trajektorię lotu pocisku. "Jest, bydlę" - pomyślał, wpatrując się w płonące zielono ślepia zmutowanego gryzonia.


[#3] Re: Wyczesane Bajki I

@recedent, post #2

Szedł parallax lasem, radośnie wymachując koszyczkiem pełnym świeżo zebranych muchomorów, rozkoszując się promieniami letniego słońca, dłubiąc małym palcem lewej ręki w prawym uchu i starając się unikać spadających na głowę szyszek, którymi z nudów bombardowały go tutejsze wiewiórki. Droga wiła się malowniczo wśród porośniętych endemiczną, popromienną roślinnością wzgórz Beskidu Sądeckiego. Niebo było bezchmurne, a nagrzanego od sierpniowego skwaru powietrza nie mącił nawet najdrobniejszy podmuch wiatru. "Może to i lepiej?" - pomyślał parallax, z niepokojem spoglądając na grubą warstwę bogatego w radioaktywny Cez-137 brunatnoczerwonego pyłu pokrywającego ścieżkę, po której kroczył.
ŁUP!
Wystarczyła chwila dekoncentracji, by celnie ciśnięty przez wiewiórkę orzech zaostrzonym końcem wbił mu się między brwi. Parallax podniósł wzrok i wycierając wierzchem dłoni spływającą po twarzy krew prześledził trajektorię lotu pocisku. "Jest, bydlę" - pomyślał, wpatrując się w płonące zielono ślepia zmutowanego gryzonia.

Błyskawicznie wykonał swój tajny super skok w krzaki jeżyn, by za chwilę wyskoczyć z nich w zielonych kalesonach i czerwonej pelerynie wprost na przeciwnika. Manewr ten miał opanowany do perfekcji dzięki odbytym 13 turom w Legii Cudzoziemskiej, a ostatnio udoskonalił go dodając specjalny okrzyk, który znakomicie odwracał uwagę przeciwknika: ŚWIETNA WIADOMOŚĆ!!! Takiego ataku nikt nie był w stanie odeprzeć.



Ostatnia modyfikacja: 09.01.2011 00:06:05
[#4] Re: Wyczesane Bajki I

@Ender, post #3

Szedł parallax lasem, radośnie wymachując koszyczkiem pełnym świeżo zebranych muchomorów, rozkoszując się promieniami letniego słońca, dłubiąc małym palcem lewej ręki w prawym uchu i starając się unikać spadających na głowę szyszek, którymi z nudów bombardowały go tutejsze wiewiórki. Droga wiła się malowniczo wśród porośniętych endemiczną, popromienną roślinnością wzgórz Beskidu Sądeckiego. Niebo było bezchmurne, a nagrzanego od sierpniowego skwaru powietrza nie mącił nawet najdrobniejszy podmuch wiatru. "Może to i lepiej?" - pomyślał parallax, z niepokojem spoglądając na grubą warstwę bogatego w radioaktywny Cez-137 brunatnoczerwonego pyłu pokrywającego ścieżkę, po której kroczył.
ŁUP!
Wystarczyła chwila dekoncentracji, by celnie ciśnięty przez wiewiórkę orzech zaostrzonym końcem wbił mu się między brwi. Parallax podniósł wzrok i wycierając wierzchem dłoni spływającą po twarzy krew prześledził trajektorię lotu pocisku. "Jest, bydlę" - pomyślał, wpatrując się w płonące zielono ślepia zmutowanego gryzonia.

Błyskawicznie wykonał swój tajny super skok w krzaki jeżyn, by za chwilę wyskoczyć z nich w zielonych kalesonach i czerwonej pelerynie wprost na przeciwnika. Manewr ten miał opanowany do perfekcji dzięki odbytym 13 turom w Legii Cudzoziemskiej, a ostatnio udoskonalił go dodając specjalny okrzyk, który znakomicie odwracał uwagę przeciwknika: ŚWIETNA WIADOMOŚĆ!!! Takiego ataku nikt nie był w stanie odeprzeć. Nikt, poza jednym człowiekiem...
Dzięki pieczołowicie skrywanej, znanej tylko sobie mistycznej recepturze posiadł moce równe boskim i od tej pory utrzymuje niepodzielną władzę nad światem. Pierwsze pogłoski o nim zaczęły krążyć wśród ludzi, przekazywane z ust do ust, już w czasach starożytnego Egiptu, kiedy to po latach mozolnego, wycieńczającego treningu i perfekcyjnym opanowaniu wschodnich sztuk walki naprawił pierwszą pralkę. Nazywa się Henryk Zając.
Mocny cios w potylicę był ostatnią rzeczą, którą zdołały zarejestrować receptory parallaxa.
Powoli zapadał zmrok...
Parallax ocknął się nad ranem, leżąc na ziemi. Drugą rzeczą, jaką udało mu się ustalić - czego bynajmniej nie ułatwiała mu zarzucona na oczy peleryna - był fakt, że słońce znajdować się musi ponad linią horyzontu. Pierwszą było mimowolne odgrywanie roli partnera aktu płciowego z którymś z przedstawicieli leśnej fauny.


[#5] Re: Wyczesane Bajki I

@snajper, post #4

Szedł parallax lasem, radośnie wymachując koszyczkiem pełnym świeżo zebranych muchomorów, rozkoszując się promieniami letniego słońca, dłubiąc małym palcem lewej ręki w prawym uchu i starając się unikać spadających na głowę szyszek, którymi z nudów bombardowały go tutejsze wiewiórki. Droga wiła się malowniczo wśród porośniętych endemiczną, popromienną roślinnością wzgórz Beskidu Sądeckiego. Niebo było bezchmurne, a nagrzanego od sierpniowego skwaru powietrza nie mącił nawet najdrobniejszy podmuch wiatru. "Może to i lepiej?" - pomyślał parallax, z niepokojem spoglądając na grubą warstwę bogatego w radioaktywny Cez-137 brunatnoczerwonego pyłu pokrywającego ścieżkę, po której kroczył.
ŁUP!
Wystarczyła chwila dekoncentracji, by celnie ciśnięty przez wiewiórkę orzech zaostrzonym końcem wbił mu się między brwi. Parallax podniósł wzrok i wycierając wierzchem dłoni spływającą po twarzy krew prześledził trajektorię lotu pocisku. "Jest, bydlę" - pomyślał, wpatrując się w płonące zielono ślepia zmutowanego gryzonia.
Błyskawicznie wykonał swój tajny super skok w krzaki jeżyn, by za chwilę wyskoczyć z nich w zielonych kalesonach i czerwonej pelerynie wprost na przeciwnika. Manewr ten miał opanowany do perfekcji dzięki odbytym 13 turom w Legii Cudzoziemskiej, a ostatnio udoskonalił go dodając specjalny okrzyk, który znakomicie odwracał uwagę przeciwknika: ŚWIETNA WIADOMOŚĆ!!! Takiego ataku nikt nie był w stanie odeprzeć. Nikt, poza jednym człowiekiem...
Dzięki pieczołowicie skrywanej, znanej tylko sobie mistycznej recepturze posiadł moce równe boskim i od tej pory utrzymuje niepodzielną władzę nad światem. Pierwsze pogłoski o nim zaczęły krążyć wśród ludzi, przekazywane z ust do ust, już w czasach starożytnego Egiptu, kiedy to po latach mozolnego, wycieńczającego treningu i perfekcyjnym opanowaniu wschodnich sztuk walki naprawił pierwszą pralkę. Nazywa się Henryk Zając.
Mocny cios w potylicę był ostatnią rzeczą, którą zdołały zarejestrować receptory parallaxa.
Powoli zapadał zmrok...
Parallax ocknął się nad ranem, leżąc na ziemi. Drugą rzeczą, jaką udało mu się ustalić - czego bynajmniej nie ułatwiała mu zarzucona na oczy peleryna - był fakt, że słońce znajdować się musi ponad linią horyzontu. Pierwszą było mimowolne odgrywanie roli partnera aktu płciowego z którymś z przedstawicieli leśnej fauny. Podnosząc pelerynę z oczu nasz bohater ujrzał tuż przed sobą jego wyszczerzoną, rozwartą szeroko paszczękę. Niewiele myśląc złapał jeden z muchomorów, które wysypały się z upuszczonego koszyczka i wepchnął głęboko w śliniący się obrzydliwie pysk młodego radojelonka. Ten odskoczył nagle, stanął na zadnich łapach, zjeżył swą długą sierść w czarno-granatowe pasy i upadł ciężko na przydrożną kępę trawy. Przez chwilę jeszcze rył darń swoimi chwytnymi kopytami i toczył krwistoczerwoną pianę z pyska, po czym znieruchomiał.

[#6] Re: Wyczesane Bajki I

@recedent, post #5

Szedł parallax lasem, radośnie wymachując koszyczkiem pełnym świeżo zebranych muchomorów, rozkoszując się promieniami letniego słońca, dłubiąc małym palcem lewej ręki w prawym uchu i starając się unikać spadających na głowę szyszek, którymi z nudów bombardowały go tutejsze wiewiórki. Droga wiła się malowniczo wśród porośniętych endemiczną, popromienną roślinnością wzgórz Beskidu Sądeckiego. Niebo było bezchmurne, a nagrzanego od sierpniowego skwaru powietrza nie mącił nawet najdrobniejszy podmuch wiatru. "Może to i lepiej?" - pomyślał parallax, z niepokojem spoglądając na grubą warstwę bogatego w radioaktywny Cez-137 brunatnoczerwonego pyłu pokrywającego ścieżkę, po której kroczył.
ŁUP!
Wystarczyła chwila dekoncentracji, by celnie ciśnięty przez wiewiórkę orzech zaostrzonym końcem wbił mu się między brwi. Parallax podniósł wzrok i wycierając wierzchem dłoni spływającą po twarzy krew prześledził trajektorię lotu pocisku. "Jest, bydlę" - pomyślał, wpatrując się w płonące zielono ślepia zmutowanego gryzonia.
Błyskawicznie wykonał swój tajny super skok w krzaki jeżyn, by za chwilę wyskoczyć z nich w zielonych kalesonach i czerwonej pelerynie wprost na przeciwnika. Manewr ten miał opanowany do perfekcji dzięki odbytym 13 turom w Legii Cudzoziemskiej, a ostatnio udoskonalił go dodając specjalny okrzyk, który znakomicie odwracał uwagę przeciwknika: ŚWIETNA WIADOMOŚĆ!!! Takiego ataku nikt nie był w stanie odeprzeć. Nikt, poza jednym człowiekiem...
Dzięki pieczołowicie skrywanej, znanej tylko sobie mistycznej recepturze posiadł moce równe boskim i od tej pory utrzymuje niepodzielną władzę nad światem. Pierwsze pogłoski o nim zaczęły krążyć wśród ludzi, przekazywane z ust do ust, już w czasach starożytnego Egiptu, kiedy to po latach mozolnego, wycieńczającego treningu i perfekcyjnym opanowaniu wschodnich sztuk walki naprawił pierwszą pralkę. Nazywa się Henryk Zając.
Mocny cios w potylicę był ostatnią rzeczą, którą zdołały zarejestrować receptory parallaxa.
Powoli zapadał zmrok...
Parallax ocknął się nad ranem, leżąc na ziemi. Drugą rzeczą, jaką udało mu się ustalić - czego bynajmniej nie ułatwiała mu zarzucona na oczy peleryna - był fakt, że słońce znajdować się musi ponad linią horyzontu. Pierwszą było mimowolne odgrywanie roli partnera aktu płciowego z którymś z przedstawicieli leśnej fauny. Podnosząc pelerynę z oczu nasz bohater ujrzał tuż przed sobą jego wyszczerzoną, rozwartą szeroko paszczękę. Niewiele myśląc złapał jeden z muchomorów, które wysypały się z upuszczonego koszyczka i wepchnął głęboko w śliniący się obrzydliwie pysk młodego radojelonka. Ten odskoczył nagle, stanął na zadnich łapach, zjeżył swą długą sierść w czarno-granatowe pasy i upadł ciężko na przydrożną kępę trawy. Przez chwilę jeszcze rył darń swoimi chwytnymi kopytami i toczył krwistoczerwoną pianę z pyska, po czym znieruchomiał.
"No!" - skwitował akcję zadowolony parallax. Podniósł się z ziemi i otrzepał kalesony z radioaktywnego pyłu, po czym ze smakiem nadgryzł wyjętego z kieszeni świeżego muchomora. "Mmm. Smakuje jak..." - zaczął, lecz myśl zakłócił mu dobiegający gdzieś spomiędzy zarośli narastający tętent kopyt, w który wplatało się wściekłe gdakanie. Zaniepokojony obrócił głowę. Jego najgorsze obawy potwierdziły się, gdy z nieodległej gęstwiny jak z procy wystrzeliło stado wielkich, opierzonych kuroniów, kierujących się w zawrotnym tempie prosto na biednego żabola. Parallax stał jeszcze chwilę wryty w ziemię, wzorem bohaterów kreskówek czekając aż jego oczy osiągną odpowiedni rozmiar, po czym rzucił się do ucieczki.

[#7] Re: Wyczesane Bajki I

@snajper, post #6

Szedł parallax lasem, radośnie wymachując koszyczkiem pełnym świeżo zebranych muchomorów, rozkoszując się promieniami letniego słońca, dłubiąc małym palcem lewej ręki w prawym uchu i starając się unikać spadających na głowę szyszek, którymi z nudów bombardowały go tutejsze wiewiórki. Droga wiła się malowniczo wśród porośniętych endemiczną, popromienną roślinnością wzgórz Beskidu Sądeckiego. Niebo było bezchmurne, a nagrzanego od sierpniowego skwaru powietrza nie mącił nawet najdrobniejszy podmuch wiatru. "Może to i lepiej?" - pomyślał parallax, z niepokojem spoglądając na grubą warstwę bogatego w radioaktywny Cez-137 brunatnoczerwonego pyłu pokrywającego ścieżkę, po której kroczył.
ŁUP!
Wystarczyła chwila dekoncentracji, by celnie ciśnięty przez wiewiórkę orzech zaostrzonym końcem wbił mu się między brwi. Parallax podniósł wzrok i wycierając wierzchem dłoni spływającą po twarzy krew prześledził trajektorię lotu pocisku. "Jest, bydlę" - pomyślał, wpatrując się w płonące zielono ślepia zmutowanego gryzonia.
Błyskawicznie wykonał swój tajny super skok w krzaki jeżyn, by za chwilę wyskoczyć z nich w zielonych kalesonach i czerwonej pelerynie wprost na przeciwnika. Manewr ten miał opanowany do perfekcji dzięki odbytym 13 turom w Legii Cudzoziemskiej, a ostatnio udoskonalił go dodając specjalny okrzyk, który znakomicie odwracał uwagę przeciwknika: ŚWIETNA WIADOMOŚĆ!!! Takiego ataku nikt nie był w stanie odeprzeć. Nikt, poza jednym człowiekiem...
Dzięki pieczołowicie skrywanej, znanej tylko sobie mistycznej recepturze posiadł moce równe boskim i od tej pory utrzymuje niepodzielną władzę nad światem. Pierwsze pogłoski o nim zaczęły krążyć wśród ludzi, przekazywane z ust do ust, już w czasach starożytnego Egiptu, kiedy to po latach mozolnego, wycieńczającego treningu i perfekcyjnym opanowaniu wschodnich sztuk walki naprawił pierwszą pralkę. Nazywa się Henryk Zając.
Mocny cios w potylicę był ostatnią rzeczą, którą zdołały zarejestrować receptory parallaxa.
Powoli zapadał zmrok...
Parallax ocknął się nad ranem, leżąc na ziemi. Drugą rzeczą, jaką udało mu się ustalić - czego bynajmniej nie ułatwiała mu zarzucona na oczy peleryna - był fakt, że słońce znajdować się musi ponad linią horyzontu. Pierwszą było mimowolne odgrywanie roli partnera aktu płciowego z którymś z przedstawicieli leśnej fauny. Podnosząc pelerynę z oczu nasz bohater ujrzał tuż przed sobą jego wyszczerzoną, rozwartą szeroko paszczękę. Niewiele myśląc złapał jeden z muchomorów, które wysypały się z upuszczonego koszyczka i wepchnął głęboko w śliniący się obrzydliwie pysk młodego radojelonka. Ten odskoczył nagle, stanął na zadnich łapach, zjeżył swą długą sierść w czarno-granatowe pasy i upadł ciężko na przydrożną kępę trawy. Przez chwilę jeszcze rył darń swoimi chwytnymi kopytami i toczył krwistoczerwoną pianę z pyska, po czym znieruchomiał.
"No!" - skwitował akcję zadowolony parallax. Podniósł się z ziemi i otrzepał kalesony z radioaktywnego pyłu, po czym ze smakiem nadgryzł wyjętego z kieszeni świeżego muchomora. "Mmm. Smakuje jak..." - zaczął, lecz myśl zakłócił mu dobiegający gdzieś spomiędzy zarośli narastający tętent kopyt, w który wplatało się wściekłe gdakanie. Zaniepokojony obrócił głowę. Jego najgorsze obawy potwierdziły się, gdy z nieodległej gęstwiny jak z procy wystrzeliło stado wielkich, opierzonych kuroniów, kierujących się w zawrotnym tempie prosto na biednego żabola. Parallax stał jeszcze chwilę wryty w ziemię, wzorem bohaterów kreskówek czekając aż jego oczy osiągną odpowiedni rozmiar, po czym rzucił się do ucieczki.
Biegł na oślep, klucząc zręcznie między sosnami i przeskakując nieliczne krzaki jałowców, czuł jednak, że kuronie są coraz bliżej i zaraz go dogonią. Nie oglądał się za siebie, ale słyszał, że gdakanie staje się coraz głośniejsze, a momentami przechodzi w gniewny bulgot - parallax wiedział, że niewielu spośród tych, którzy ów bulgot usłyszeli miało szansę później o tym opowiedzieć. Wtem zahaczył nogą o wystający z ziemi pęd wiciokrzewu i runął jak długi na ziemię. "To już koniec" - przemknęło mu przez głowę, gdy nagle kątem oka dojrzał leżącą na wyciągnięcie ręki butelkę Lukozady.

[#8] Re: Wyczesane Bajki I

@recedent, post #7

Szedł parallax lasem, radośnie wymachując koszyczkiem pełnym świeżo zebranych muchomorów, rozkoszując się promieniami letniego słońca, dłubiąc małym palcem lewej ręki w prawym uchu i starając się unikać spadających na głowę szyszek, którymi z nudów bombardowały go tutejsze wiewiórki. Droga wiła się malowniczo wśród porośniętych endemiczną, popromienną roślinnością wzgórz Beskidu Sądeckiego. Niebo było bezchmurne, a nagrzanego od sierpniowego skwaru powietrza nie mącił nawet najdrobniejszy podmuch wiatru. "Może to i lepiej?" - pomyślał parallax, z niepokojem spoglądając na grubą warstwę bogatego w radioaktywny Cez-137 brunatnoczerwonego pyłu pokrywającego ścieżkę, po której kroczył.
ŁUP!
Wystarczyła chwila dekoncentracji, by celnie ciśnięty przez wiewiórkę orzech zaostrzonym końcem wbił mu się między brwi. Parallax podniósł wzrok i wycierając wierzchem dłoni spływającą po twarzy krew prześledził trajektorię lotu pocisku. "Jest, bydlę" - pomyślał, wpatrując się w płonące zielono ślepia zmutowanego gryzonia.
Błyskawicznie wykonał swój tajny super skok w krzaki jeżyn, by za chwilę wyskoczyć z nich w zielonych kalesonach i czerwonej pelerynie wprost na przeciwnika. Manewr ten miał opanowany do perfekcji dzięki odbytym 13 turom w Legii Cudzoziemskiej, a ostatnio udoskonalił go dodając specjalny okrzyk, który znakomicie odwracał uwagę przeciwknika: ŚWIETNA WIADOMOŚĆ!!! Takiego ataku nikt nie był w stanie odeprzeć. Nikt, poza jednym człowiekiem...
Dzięki pieczołowicie skrywanej, znanej tylko sobie mistycznej recepturze posiadł moce równe boskim i od tej pory utrzymuje niepodzielną władzę nad światem. Pierwsze pogłoski o nim zaczęły krążyć wśród ludzi, przekazywane z ust do ust, już w czasach starożytnego Egiptu, kiedy to po latach mozolnego, wycieńczającego treningu i perfekcyjnym opanowaniu wschodnich sztuk walki naprawił pierwszą pralkę. Nazywa się Henryk Zając.
Mocny cios w potylicę był ostatnią rzeczą, którą zdołały zarejestrować receptory parallaxa.
Powoli zapadał zmrok...
Parallax ocknął się nad ranem, leżąc na ziemi. Drugą rzeczą, jaką udało mu się ustalić - czego bynajmniej nie ułatwiała mu zarzucona na oczy peleryna - był fakt, że słońce znajdować się musi ponad linią horyzontu. Pierwszą było mimowolne odgrywanie roli partnera aktu płciowego z którymś z przedstawicieli leśnej fauny. Podnosząc pelerynę z oczu nasz bohater ujrzał tuż przed sobą jego wyszczerzoną, rozwartą szeroko paszczękę. Niewiele myśląc złapał jeden z muchomorów, które wysypały się z upuszczonego koszyczka i wepchnął głęboko w śliniący się obrzydliwie pysk młodego radojelonka. Ten odskoczył nagle, stanął na zadnich łapach, zjeżył swą długą sierść w czarno-granatowe pasy i upadł ciężko na przydrożną kępę trawy. Przez chwilę jeszcze rył darń swoimi chwytnymi kopytami i toczył krwistoczerwoną pianę z pyska, po czym znieruchomiał.
"No!" - skwitował akcję zadowolony parallax. Podniósł się z ziemi i otrzepał kalesony z radioaktywnego pyłu, po czym ze smakiem nadgryzł wyjętego z kieszeni świeżego muchomora. "Mmm. Smakuje jak..." - zaczął, lecz myśl zakłócił mu dobiegający gdzieś spomiędzy zarośli narastający tętent kopyt, w który wplatało się wściekłe gdakanie. Zaniepokojony obrócił głowę. Jego najgorsze obawy potwierdziły się, gdy z nieodległej gęstwiny jak z procy wystrzeliło stado wielkich, opierzonych kuroniów, kierujących się w zawrotnym tempie prosto na biednego żabola. Parallax stał jeszcze chwilę wryty w ziemię, wzorem bohaterów kreskówek czekając aż jego oczy osiągną odpowiedni rozmiar, po czym rzucił się do ucieczki.
Biegł na oślep, klucząc zręcznie między sosnami i przeskakując nieliczne krzaki jałowców, czuł jednak, że kuronie są coraz bliżej i zaraz go dogonią. Nie oglądał się za siebie, ale słyszał, że gdakanie staje się coraz głośniejsze, a momentami przechodzi w gniewny bulgot - parallax wiedział, że niewielu spośród tych, którzy ów bulgot usłyszeli miało szansę później o tym opowiedzieć. Wtem zahaczył nogą o wystający z ziemi pęd wiciokrzewu i runął jak długi na ziemię. "To już koniec" - przemknęło mu przez głowę, gdy nagle kątem oka dojrzał leżącą na wyciągnięcie ręki butelkę Lukozady. Nie zastanawiając się wiele pochwycił ją swoją wyćwiczoną ręką i jednym haustem opróżnił zawartość, która, dodawszy mu ponadżabich sił, pozwoliła na dalszą ucieczkę z prędkością światła.
Biegł tak parallax, minął siedem gór, siedem lasów i siedem rzek, aż zatrzymał się w nieznanej bajkowej krainie. Wkoło kwitły piękne lilije, kaczeńce i stokrotki, a po horyzont rozciągała się usiana makami soczystozielona łąka , środkiem której leniwie wił się strumyk srebrzący się w ciepłym wiosennym słońcu blaskiem krystalicznie czystej, źródlanej wody. Oczarowny parallax pochłaniał to piękno wszystkimi zmysłami, aż momentalnie wzrok jego zatrzymał się na czymś, co na dłuższą chwilę odebrało mu dech... Oto nad brzegiem strumyka, pośród kwiecia i śpiewu ptaków, na rozgrzanym kamieniu siedziała blondwłosa, o przecudnej urodzie rusałka, nucąc pod nosem jakiś metalowy kawałek i schładzając w wodzie swe boskie glany.


[#9] Re: Wyczesane Bajki I

@snajper, post #8

Szedł parallax lasem, radośnie wymachując koszyczkiem pełnym świeżo zebranych muchomorów, rozkoszując się promieniami letniego słońca, dłubiąc małym palcem lewej ręki w prawym uchu i starając się unikać spadających na głowę szyszek, którymi z nudów bombardowały go tutejsze wiewiórki. Droga wiła się malowniczo wśród porośniętych endemiczną, popromienną roślinnością wzgórz Beskidu Sądeckiego. Niebo było bezchmurne, a nagrzanego od sierpniowego skwaru powietrza nie mącił nawet najdrobniejszy podmuch wiatru. "Może to i lepiej?" - pomyślał parallax, z niepokojem spoglądając na grubą warstwę bogatego w radioaktywny Cez-137 brunatnoczerwonego pyłu pokrywającego ścieżkę, po której kroczył.
ŁUP!
Wystarczyła chwila dekoncentracji, by celnie ciśnięty przez wiewiórkę orzech zaostrzonym końcem wbił mu się między brwi. Parallax podniósł wzrok i wycierając wierzchem dłoni spływającą po twarzy krew prześledził trajektorię lotu pocisku. "Jest, bydlę" - pomyślał, wpatrując się w płonące zielono ślepia zmutowanego gryzonia.
Błyskawicznie wykonał swój tajny super skok w krzaki jeżyn, by za chwilę wyskoczyć z nich w zielonych kalesonach i czerwonej pelerynie wprost na przeciwnika. Manewr ten miał opanowany do perfekcji dzięki odbytym 13 turom w Legii Cudzoziemskiej, a ostatnio udoskonalił go dodając specjalny okrzyk, który znakomicie odwracał uwagę przeciwknika: ŚWIETNA WIADOMOŚĆ!!! Takiego ataku nikt nie był w stanie odeprzeć. Nikt, poza jednym człowiekiem...
Dzięki pieczołowicie skrywanej, znanej tylko sobie mistycznej recepturze posiadł moce równe boskim i od tej pory utrzymuje niepodzielną władzę nad światem. Pierwsze pogłoski o nim zaczęły krążyć wśród ludzi, przekazywane z ust do ust, już w czasach starożytnego Egiptu, kiedy to po latach mozolnego, wycieńczającego treningu i perfekcyjnym opanowaniu wschodnich sztuk walki naprawił pierwszą pralkę. Nazywa się Henryk Zając.
Mocny cios w potylicę był ostatnią rzeczą, którą zdołały zarejestrować receptory parallaxa.
Powoli zapadał zmrok...
Parallax ocknął się nad ranem, leżąc na ziemi. Drugą rzeczą, jaką udało mu się ustalić - czego bynajmniej nie ułatwiała mu zarzucona na oczy peleryna - był fakt, że słońce znajdować się musi ponad linią horyzontu. Pierwszą było mimowolne odgrywanie roli partnera aktu płciowego z którymś z przedstawicieli leśnej fauny. Podnosząc pelerynę z oczu nasz bohater ujrzał tuż przed sobą jego wyszczerzoną, rozwartą szeroko paszczękę. Niewiele myśląc złapał jeden z muchomorów, które wysypały się z upuszczonego koszyczka i wepchnął głęboko w śliniący się obrzydliwie pysk młodego radojelonka. Ten odskoczył nagle, stanął na zadnich łapach, zjeżył swą długą sierść w czarno-granatowe pasy i upadł ciężko na przydrożną kępę trawy. Przez chwilę jeszcze rył darń swoimi chwytnymi kopytami i toczył krwistoczerwoną pianę z pyska, po czym znieruchomiał.
"No!" - skwitował akcję zadowolony parallax. Podniósł się z ziemi i otrzepał kalesony z radioaktywnego pyłu, po czym ze smakiem nadgryzł wyjętego z kieszeni świeżego muchomora. "Mmm. Smakuje jak..." - zaczął, lecz myśl zakłócił mu dobiegający gdzieś spomiędzy zarośli narastający tętent kopyt, w który wplatało się wściekłe gdakanie. Zaniepokojony obrócił głowę. Jego najgorsze obawy potwierdziły się, gdy z nieodległej gęstwiny jak z procy wystrzeliło stado wielkich, opierzonych kuroniów, kierujących się w zawrotnym tempie prosto na biednego żabola. Parallax stał jeszcze chwilę wryty w ziemię, wzorem bohaterów kreskówek czekając aż jego oczy osiągną odpowiedni rozmiar, po czym rzucił się do ucieczki.
Biegł na oślep, klucząc zręcznie między sosnami i przeskakując nieliczne krzaki jałowców, czuł jednak, że kuronie są coraz bliżej i zaraz go dogonią. Nie oglądał się za siebie, ale słyszał, że gdakanie staje się coraz głośniejsze, a momentami przechodzi w gniewny bulgot - parallax wiedział, że niewielu spośród tych, którzy ów bulgot usłyszeli miało szansę później o tym opowiedzieć. Wtem zahaczył nogą o wystający z ziemi pęd wiciokrzewu i runął jak długi na ziemię. "To już koniec" - przemknęło mu przez głowę, gdy nagle kątem oka dojrzał leżącą na wyciągnięcie ręki butelkę Lukozady. Nie zastanawiając się wiele pochwycił ją swoją wyćwiczoną ręką i jednym haustem opróżnił zawartość, która, dodawszy mu ponadżabich sił, pozwoliła na dalszą ucieczkę z prędkością światła.
Biegł tak parallax, minął siedem gór, siedem lasów i siedem rzek, aż zatrzymał się w nieznanej bajkowej krainie. Wkoło kwitły piękne lilije, kaczeńce i stokrotki, a po horyzont rozciągała się usiana makami soczystozielona łąka , środkiem której leniwie wił się strumyk srebrzący się w ciepłym wiosennym słońcu blaskiem krystalicznie czystej, źródlanej wody. Oczarowny parallax pochłaniał to piękno wszystkimi zmysłami, aż momentalnie wzrok jego zatrzymał się na czymś, co na dłuższą chwilę odebrało mu dech... Oto nad brzegiem strumyka, pośród kwiecia i śpiewu ptaków, na rozgrzanym kamieniu siedziała blondwłosa, o przecudnej urodzie rusałka, nucąc pod nosem jakiś metalowy kawałek i schładzając w wodzie swe boskie glany.
Nagle z nieba spadła ogromna kometa "PyCytowa" i rozpiździła cały Bajkowy Świat
i wszystko zginęło, spłonęło, udusiło się i została tylko goła skała pokryta lawą. I niczego nie będzie.
(kontynuujcie, da się)

Ostatnia aktualizacja: 22.06.2015 19:31:35 przez Vato
[#10] Re: Wyczesane Bajki I

@Vato, post #9

Szedł parallax lasem, radośnie wymachując koszyczkiem pełnym świeżo zebranych muchomorów, rozkoszując się promieniami letniego słońca, dłubiąc małym palcem lewej ręki w prawym uchu i starając się unikać spadających na głowę szyszek, którymi z nudów bombardowały go tutejsze wiewiórki. Droga wiła się malowniczo wśród porośniętych endemiczną, popromienną roślinnością wzgórz Beskidu Sądeckiego. Niebo było bezchmurne, a nagrzanego od sierpniowego skwaru powietrza nie mącił nawet najdrobniejszy podmuch wiatru. "Może to i lepiej?" - pomyślał parallax, z niepokojem spoglądając na grubą warstwę bogatego w radioaktywny Cez-137 brunatnoczerwonego pyłu pokrywającego ścieżkę, po której kroczył.
ŁUP!
Wystarczyła chwila dekoncentracji, by celnie ciśnięty przez wiewiórkę orzech zaostrzonym końcem wbił mu się między brwi. Parallax podniósł wzrok i wycierając wierzchem dłoni spływającą po twarzy krew prześledził trajektorię lotu pocisku. "Jest, bydlę" - pomyślał, wpatrując się w płonące zielono ślepia zmutowanego gryzonia.
Błyskawicznie wykonał swój tajny super skok w krzaki jeżyn, by za chwilę wyskoczyć z nich w zielonych kalesonach i czerwonej pelerynie wprost na przeciwnika. Manewr ten miał opanowany do perfekcji dzięki odbytym 13 turom w Legii Cudzoziemskiej, a ostatnio udoskonalił go dodając specjalny okrzyk, który znakomicie odwracał uwagę przeciwknika: ŚWIETNA WIADOMOŚĆ!!! Takiego ataku nikt nie był w stanie odeprzeć. Nikt, poza jednym człowiekiem...
Dzięki pieczołowicie skrywanej, znanej tylko sobie mistycznej recepturze posiadł moce równe boskim i od tej pory utrzymuje niepodzielną władzę nad światem. Pierwsze pogłoski o nim zaczęły krążyć wśród ludzi, przekazywane z ust do ust, już w czasach starożytnego Egiptu, kiedy to po latach mozolnego, wycieńczającego treningu i perfekcyjnym opanowaniu wschodnich sztuk walki naprawił pierwszą pralkę. Nazywa się Henryk Zając.
Mocny cios w potylicę był ostatnią rzeczą, którą zdołały zarejestrować receptory parallaxa.
Powoli zapadał zmrok...
Parallax ocknął się nad ranem, leżąc na ziemi. Drugą rzeczą, jaką udało mu się ustalić - czego bynajmniej nie ułatwiała mu zarzucona na oczy peleryna - był fakt, że słońce znajdować się musi ponad linią horyzontu. Pierwszą było mimowolne odgrywanie roli partnera aktu płciowego z którymś z przedstawicieli leśnej fauny. Podnosząc pelerynę z oczu nasz bohater ujrzał tuż przed sobą jego wyszczerzoną, rozwartą szeroko paszczękę. Niewiele myśląc złapał jeden z muchomorów, które wysypały się z upuszczonego koszyczka i wepchnął głęboko w śliniący się obrzydliwie pysk młodego radojelonka. Ten odskoczył nagle, stanął na zadnich łapach, zjeżył swą długą sierść w czarno-granatowe pasy i upadł ciężko na przydrożną kępę trawy. Przez chwilę jeszcze rył darń swoimi chwytnymi kopytami i toczył krwistoczerwoną pianę z pyska, po czym znieruchomiał.
"No!" - skwitował akcję zadowolony parallax. Podniósł się z ziemi i otrzepał kalesony z radioaktywnego pyłu, po czym ze smakiem nadgryzł wyjętego z kieszeni świeżego muchomora. "Mmm. Smakuje jak..." - zaczął, lecz myśl zakłócił mu dobiegający gdzieś spomiędzy zarośli narastający tętent kopyt, w który wplatało się wściekłe gdakanie. Zaniepokojony obrócił głowę. Jego najgorsze obawy potwierdziły się, gdy z nieodległej gęstwiny jak z procy wystrzeliło stado wielkich, opierzonych kuroniów, kierujących się w zawrotnym tempie prosto na biednego żabola. Parallax stał jeszcze chwilę wryty w ziemię, wzorem bohaterów kreskówek czekając aż jego oczy osiągną odpowiedni rozmiar, po czym rzucił się do ucieczki.
Biegł na oślep, klucząc zręcznie między sosnami i przeskakując nieliczne krzaki jałowców, czuł jednak, że kuronie są coraz bliżej i zaraz go dogonią. Nie oglądał się za siebie, ale słyszał, że gdakanie staje się coraz głośniejsze, a momentami przechodzi w gniewny bulgot - parallax wiedział, że niewielu spośród tych, którzy ów bulgot usłyszeli miało szansę później o tym opowiedzieć. Wtem zahaczył nogą o wystający z ziemi pęd wiciokrzewu i runął jak długi na ziemię. "To już koniec" - przemknęło mu przez głowę, gdy nagle kątem oka dojrzał leżącą na wyciągnięcie ręki butelkę Lukozady. Nie zastanawiając się wiele pochwycił ją swoją wyćwiczoną ręką i jednym haustem opróżnił zawartość, która, dodawszy mu ponadżabich sił, pozwoliła na dalszą ucieczkę z prędkością światła.
Biegł tak parallax, minął siedem gór, siedem lasów i siedem rzek, aż zatrzymał się w nieznanej bajkowej krainie. Wkoło kwitły piękne lilije, kaczeńce i stokrotki, a po horyzont rozciągała się usiana makami soczystozielona łąka , środkiem której leniwie wił się strumyk srebrzący się w ciepłym wiosennym słońcu blaskiem krystalicznie czystej, źródlanej wody. Oczarowny parallax pochłaniał to piękno wszystkimi zmysłami, aż momentalnie wzrok jego zatrzymał się na czymś, co na dłuższą chwilę odebrało mu dech... Oto nad brzegiem strumyka, pośród kwiecia i śpiewu ptaków, na rozgrzanym kamieniu siedziała blondwłosa, o przecudnej urodzie rusałka, nucąc pod nosem jakiś metalowy kawałek i schładzając w wodzie swe boskie glany.
Nagle z nieba spadła ogromna kometa "PyCytowa" i rozpiździła cały Bajkowy Świat
i wszystko zginęło, spłonęło, udusiło się i została tylko goła skała pokryta lawą. I niczego nie będzie.
O żesz ku..a - pomyślał parallax - niedługo naprawdę zginę jak nie przestanę złopać wszystkiego z tych pieprzonych butelek. Z trudem wstał. Chwiejąc się na nogach czuł się, jakby niedawno przetoczyło się po nim całe stado kuroniów. - Zaraz, zaraz - rozmasowując bolące miejsca na ciele, starał się przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia i nagle doznał oświecenia - No tak - mruknął pod nosem i powlókł się przed siebie. Po jakimś czasie zmęczony, przysiadł na pniu młodej sosny, aby chwilę odsapnąć. Ból w tylnej części ciała przypomniał mu o jeszcze jednej niemiłej przygodzie, która spotkała go tego dnia. Ogarnął go dziki szał, który zagotował mu mózg, tak, że para buchała mu nozdrzami. Po godzinie stał z tępym wyrazem twarzy pośród poprzewracanych drzew, a w pustej głowie kołatała mu się jedna, jedyna myśl... - ZEMSTA!!!
Na stronie www.PPA.pl, podobnie jak na wielu innych stronach internetowych, wykorzystywane są tzw. cookies (ciasteczka). Służą ona m.in. do tego, aby zalogować się na swoje konto, czy brać udział w ankietach. Ze względu na nowe regulacje prawne jesteśmy zobowiązani do poinformowania Cię o tym w wyraźniejszy niż dotychczas sposób. Dalsze korzystanie z naszej strony bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej będzie oznaczać, że zgadzasz się na ich wykorzystywanie.
OK, rozumiem