Pamietam jak dzis, dzien w ktorym pierwszy raz zobaczylem z kumplem Shadow Of The Beast.
Jak zwykle wybralismy sie w sobote na gielde. Wtedy mielismy chyba jeszcze male Atari. Ja szukalem gier i nowych demek na Atarynke, a Pawel rozgladal sie glownie za grami. Pamietam, ze wtedy na gieldzie, na Grzybowskiej bylo pewne zawirowanie i ludzie ze sprzetem musieli sie przeniesc na jakis okres ze szkoly do budynku po drugiej stronie (wchodzilo sie schodkami na gore).
Przechodzac ze stanowiska na stanowisko i lampiac sie w to co dzieje sie na poszczegolnych monitorach w zgielku i szumie rozmow i dzwiekow, uslyszelismy za plecami glosna muzyke z miarowa, mocna perkusja... szybdko odwrocilismy sie i ruszylismy w kierunku coraz bardziej zageszczajacego sie stanowiska z ktorego dobiegala ów muzyka.
...tak sobie dzisiaj mysle, wspominajac tamto wydarzenie, ze dzisiejsze dzieciaki chyba stracily bezpowrotnie pewna magie przezywania takich malych wydarzen. Pamietam, ze grafika zrobila na nas olbrzmie wrazenie, szczeki opadly i z rozdziawiona geba patrzylismy sie niczym zahipnotyzowani. Gdzie tam wtedy bylo nas stac na Amige 500... wrocilismy do domu do swoich Atarynek i jeszcze duzo czasu minelo zanim przesiedlismy sie najpierw na C64 a potem na Amigi :) Jednak to o czym wspomnialem wczesniej, czyli magia wydarzen, pozostanie na cale zycie i wraca zawsze gdy we wspolnym gronie wypijemy pare piwek i odpalimy staruszke Amige.
Dzisiaj przy megawypasionej grafice w grach i ich natloku, kazdy dzieciak przyjmuje kolejna gre tasmowo bez wiekszego entuzjazmu i doceniania poszczegolnych pixeli. Wtedy porownywalismy grafike miedzy Amiga i Atari ST czy wczesniej pomiedzy Atari XL i C64, doceniajac kazdy pixel lepszej "rozdzialce", wieksza ilosc kolorow, czy lepsza muzyke niz na konkurencyjnej platformie. Dzisiaj tego juz nie ma i w tej branzy juz raczej nie bedzie, bo postep cywilizacyjny rzadzi sie swoimi prawami, ale to co nasze, juz na zawsze takie pozostanie :)