• Alternatywna historia Amigi

29.12.2009 20:19, autor artykułu: Dariusz "SOE" Gawerski
odsłon: 4933, powiększ obrazki, wersja do wydruku,

Wszystko zaczęło się na bardzo nudnej imprezie sylwestrowej. Ponieważ moja lepsza połowa koniecznie chciała tam zostać, nie miałem innego wyjścia jak zaprzyjaźnić się z butelką szampana. Ta strategia miała sens, bo zanim się obejrzałem, zegar zaczął wybijać północ. Wstałem, aby wznieść toast i nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Gdy się rozjaśniło, zobaczyłem przed sobą wysokiego faceta z kręconymi włosami, którego twarz wydała mi się dziwnie znajoma. Powiedział coś, co w pierwszej chwili nie miało dla mnie sensu, lecz po pewnym czasie zacząłem załapywać co jest grane.

- Tu stacja BBV1 nazywam się Jeremy Clakson i zapraszam państwa do zapoznania się z historią najlepszej zabawki prawdziwego mężczyzny - komputera Amiga.

Po tym wstępie wydarzenia zaczęły dziać się tak szybko i nieoczekiwanie, że do końca nie wiem, czy to, co zobaczyłem, było tylko wizualizacją czyichś słów, czy też widziałem wszystko na własne oczy.

- Cała historia zaczęła się na początku lat 80-tych za żelazną kurtyną. Pewien młody informatyk postanowił uciec na zachód i traf chciał, że został pracownikiem firmy Commodore. W miarę upływu czasu awansował na coraz wyższe stanowiska. Gdy Commodore zakupiła licencję na produkcję komputera Amiga, zaproponowano jego kandydaturę na koordynatora prac z ramienia firmy. Jak głosi legenda, jeden z dyrektorów powiedział tak: "Stefan Robotnicki może stać się dla Amigi tym, czym Wozniak i Jobs dla Apple. Jego nazwisko ma słowiańskie korzenie, a w wolnym tłumaczeniu oznacza Jobs". Jak czas pokazał były to prorocze słowa i Amiga dzięki jego wizji i determinacji stała się tym, czym jest. Początki były skromne. Amiga 1000, 2000 i desktopowa 500-ka miały do zaoferowania niewiele więcej niż komputery konkurencji. Jednak użytkownicy od razu dostrzegli ich potencjał. W miarę upływu czasu i sukcesów kolejnych modeli, jak Amiga 3000, 4000 czy też desktopowych Amig 1200 i 1500, coraz wyraźniej było widać, że Commodore musi postawić na tego konia. I tak się stało, dzięki uporowi "kliki Robotnickiego" Commodore podzieliło się na dwie firmy - produkującą Amigi przeznaczone na rynek masowy oraz komputery marki Commodore dla biznesu.

Ów komentarz leciał w tle niesamowitych obrazów. Widziałem szary krajobraz stanu wojennego, zachód z lat 80-tych, ludzi i projektowane przez nich maszyny. Wszystko wyglądało tak, jakbym był obok. Nie, nie tak! Wszystko wyglądało tak, jakbym był częścią tych wydarzeń.

- Po tych początkowych sukcesach wydarzenia zdawały się nabierać tempa. Pierwszą przełomową decyzją było przystąpienie do "trójprzymierza" firm Motorola, IBM i Apple w celu stworzenia procesorów Power PC. W efekcie pojawiły się karty turbo PPC do wcześniejszych modeli Amigi, zalążek nowego systemu wykorzystującego moc tych procesorów oraz modele hybrydowe PPC + 68k - Amiga 4500 i desktopowy model A1600. Innym wydarzeniem, które miało decydujący wpływ na pozycję firmy Amiga na komputerowym rynku, było połączenie się z firmą Canon poprzez wymianę akcji w celu opracowania, jak to powiedział Robotnicki, "cybernetycznej kamery na miarę XXI wieku". Pierwszy model aCama nie wskazywał na dalszy rozwój tej serii. Była to typowa kamera analogowa nagrywająca obraz na taśmie magnetycznej. Zrzut materiału wideo mógł być dokonany jedynie przez złącza AV. Amigi 4500 pozwalały na bezpośredni odczyt i zapis na dysk analogowego sygnału wideo, pozostałe modele tylko za pośrednictwem specjalnych kart wpinanych w sloty Zorro. Firma Canon odpowiadała za sprzętowo-mechaniczną stronę aCama, zaś Amiga, oprócz dostarczenia części hardware, odpowiadała także za oprogramowanie. W pierwszych modelach aCamOS pozwalał jedynie na obsługę kamery z kilkoma prostymi efektami montażu liniowego. W sumie lata 90-te były dla firmy Amiga czasem wprowadzania kolejnych innowacji. Amigi z procesorami PPC zostały wyposażone w złącza Amiga Interface, które z założenia miały być uniwersalnym interfejsem do podłączania wszelkiego rodzaju rozszerzeń. Wielu użytkowników Amigi potraktowało te innowacje jako krok do "amigowego getto". Zwłaszcza, że najmocniej konkurująca z Amigami firma Apple w swoich komputerach linii Jonatan zaczęła stosować coraz więcej standardów przemysłowych, takich jak PCI. Nie pomogło tłumaczenie, że AI jest złączem niskiego poziomu, co daje możliwość jego użytkowania z kartą dowolnego, przyszłego standardu pod warunkiem wpięcia odpowiedniej przelotki. Owe wyjaśnienia uznano za "usprawiedliwienia prowizorycznego kanapkowania", a podstawowym atutem przeciwników modeli z tamtych lat było stwierdzenie, że "Amiga nie ma przed sobą przyszłości, bo hybrydy są bezpłodne".

Lata 90-te musiały być niezwykle burzliwe, gdyż widziałem przed sobą głównie gwałtowne zajścia. Kłótnie w zaciszach gabinetów i pikiety przed budynkami, gdzie odbywały się prezentacje kolejnych modeli. I chociaż z mojego punktu widzenia Amigi 4500 i 1600 były bez mała ideałami, okrzyki w stylu: "AI - IQ50", "PPC, kto tego chce" lub bardziej obraźliwe w stylu "Robotnicki, cmoknij mnie w Jonatana!" co chwila przewiercały moje uszy na wylot.

- To, że Robotnicki i jego amigowa klika dobrze wiedzieli co robią, można było zobaczyć dopiero w XXI wieku. Gdy konkurencja, czyli firma Apple, coraz bardziej dryfowały w kierunku maszyn przemysłowych z cukierkowym (przez złośliwych zwanym "applowskim ciachem") systemem JonatanOS Amiga trwała przy swoim. Pojawiły się pierwsze, oparte w pełni na procesorach PPC modele Amiga 5000, desktopowa Amiga 50 i laptop Amiga 5. Po ostatecznym opuszczeniu przez Apple platformy PPC firma Amiga skierowała do prac w pozostałym "trójprzymierzu" swoich najlepszych ludzi, co skutkowało pojawieniem się serii PowerPC 5. Procesor ten wstawiony do Amigi pokazał, czym tak naprawdę miała być AI i jaka myśl kierowała firmą przy opracowywaniu nowego AmigaOS 5. Tę myśl oddaje slogan reklamowy "Wolność na piątkę", który wymyślił Robotnicki. Niestety, nie wiedział on, że przeforsował slogan z idiomem, więc większość ludzi nie rozumiała jego idei. To nie było tylko chwytliwe zestawienie słów, lecz także najwyższa ocena w polskich szkołach, do których szef Amigi uczęszczał za młodu. W slangu amigowców tę serię nazywano po prostu "super piątką" lub "cudowną piątką" - skojarzenia z komiksowymi bohaterami są jak najbardziej na miejscu. Szybkość, inteligencja, sprawność i ogólne odczucie mocy owych komputerów, która tak naprawdę bierze się nie wiadomo skąd. Rozszerzeniem owej "cudownej piątki" była w pełni cyfrowa wersja aCama. A apogeum tej serii sprzętu był aCam 2x "Sandwich". Powiedzmy szczerze, Amiga miała tylko mały udział w tym sukcesie. W tej kamerze, czy raczej informatycznym szwajcarskim scyzoryku, Canon pokazał co potrafi. Połączenie kamery z wyświetlaczem w formie otwieranej na kilka sposobów kanapki jest mechanicznym majstersztykiem, który już trafił do historii techniki i znalazł swoje miejsce najpierw w slangu technicznym, a następnie w języku powszechnym. Od czasu ukazania się tego sprzętu słowo "sandwich" oznacza nie tylko kanapkę, lecz także uniwersalne urządzenie oferujące pełnię właściwości użytkowych w każdym zastosowaniu - najwyższy stopień słowa "uniwersalny".

Po hałasie poprzedniej dekady nastąpiła błoga cisza przeplatana doskonalej jakości muzyką i obrazami dobiegającymi z monitorów. Dopiero teraz zauważyłem, że nie muszę biernie przyglądać się wszystkiemu, lecz mogę też uczestniczyć w wydarzeniach. Przechadzając się po sali, w której prezentowano modele serii "5", mogłem wszystkiego dotknąć i wszystko uruchomić. Wrażenie było równie niesamowite, jak na wystawie trójwymiarowej fotografii, którą kiedyś miałem przyjemność obejrzeć - pełne złudzenie rzeczywistości. W fotografii można było zobaczyć co jest po drugiej stronie mikroskopu, a tu ruch myszką dawał efekt. Najdłużej zatrzymałem się przy aCamie i bawiłem się jak dziecko. Najpierw podniosłem go do oczu niczym doskonale wyważoną kamerę z tradycyjnym wizjerem. Następnie udało mi się otworzyć wizjer LCD. Ale to nic! Zauważyłem, że po przesunięciu klapki w kamerze uzyskuję dostęp do klawiatury i ten ruch zamienia kamerę w przenośny komputer. Myślicie, że to wszystko jest niemożliwe? Po przekręceniu klawiatury o 180 stopni nagle w moich dłoniach pojawił się monitor 2x większy od aCama, a zlanie się obu połówek ekranu było tak idealne, że nie zauważyłem miejsca łączenia dwu matryc LCD. Kręcenie w rękach "Sandwicha" i odkrywanie nowych funkcji było tak wciągające, że nie miałem czasu na szczegółowe poznanie jego możliwości i tak do końca nie wiem, co ta maszyna naprawdę potrafi. Z tego, co przypadkowo włączyłem wnioskuję, że bardzo dużo. Wpadłem na ekstra odbajerzoną strzelankę i "wizualizer 3D" zamieniający ruch przed kamerą w ruch obiektów 3D. Co prawda bardzo prymitywnych, ale to tylko zwykła kamera cyfrowa!

- Jednak historia Amigi to nie tylko to, co robi firma, ale przede wszystkim to, co zrobili użytkownicy. I nawet najbardziej wrogo nastawieni do tej marki ludzie są zgodni co do jednego - współpraca pomiędzy nimi jest godna pozazdroszczenia. Po pierwszej fali krytyki na temat braku ochrony pamięci okazało się (jak zwykle zresztą), że Robotnicki miał rację, mówiąc "Nie mam zamiaru chronić pamięci komputera, lecz użytkowników Amigi przed niedopracowanymi i wadliwymi programami". I udało mu się to po wdrożeniu systemu znanego pod nazwą "Amiga Developer Center". Amiga DC opierała się na prostej idei realizowanej przez bibliotekę bugraport.library wysyłającej na serwer informacje o wszelkich problemach w użytkowanych programach. Raporty mogą być tworzone automatycznie lub ręcznie przy pomocy programu "Bugkiller". Po otrzymaniu informacji o błędzie serwer dokonuje wstępnej analizy i umieszcza ją wraz z raportem na koncie autora programu. Jednocześnie użytkownik dostaje informację zwrotną w postaci analizy opracowanej pod jego kątem. Analiza uwzględnia nie tylko sam program, ale także środowisko, w jakim został uruchomiony. W efekcie 90% problemów jest rozwiązywanych natychmiast po ich wystąpieniu, a 90% programów zawiera błędy jedynie w ciągu pierwszej doby od opublikowania. Działanie systemu pomimo swojej prostoty nie zostało skopiowane przez konkurencyjne firmy pomimo braku patentu. Konkurencji zabrakło albo woli wsparcia użytkowników i programistów, albo jak w przypadku Jonatana, system nie podołał temu zadaniu. Innym punktem, w który firma Amiga i użytkownicy wspólnie tworzą potęgę marki jest "Canon Folder", czyli miejsce do udostępniania i obróbki filmów. Pomimo, iż sama idea wydaje się równie prosta jak poprzednia, nikomu nie udało się jej skopiować. Sercem systemu jest opatentowany (co nie było przeszkodą w skopiowaniu, bo udało się obejść patent) "Neuron". W normalnych warunkach sam fakt udostępniania filmu jest wystarczającym obciążeniem dla serwera, na obróbkę materiału brakuje mocy. Jednak system Neuron bazuje na prostej zasadzie opartej na wykorzystaniu mocy milionów Amig. Tak zwany "mózg" systemu dokonuje podziału operacji zleconych na materiale filmowym i grupuje je w "synapsy". Te idą do użytkowników, gdzie "mózgi" umieszczone na poszczególnych Amigach dokonują obróbki, odsyłając materiał. Wszystko, jak to bywa na Amigach, w pełni konfigurowalne i dobrowolne. Jeżeli ktoś nie chce, to nie musi udostępniać swojej Amigi. A każdy, kto ją udostępnia, może określić priorytet obliczeń czy obciążenie procesora. Jednak nic za friko - im więcej mocy udostępniłeś innym, tym wyższy priorytet uzyskasz na "Canon Folder" i tym szybciej obrobiony zostanie twój materiał.

Dopiero teraz miałem okazję pobawić się oprogramowaniem "Sandwicha" i wrażenie z tego było niesamowite. Kręcąc to, co widzę, ustawiłem automatyczne składowanie materiału na "Canon Folder". Nie mam pojęcia, jak szybkie są tu łącza i co tak naprawdę potrafi Neuron, ale to i tak nie miało znaczenia. Moja szczęka od dawna leżała na ziemi i niżej nie mogła upaść. Dość powiedzieć, że jakiegokolwiek bym nie użył efektu, to i tak otrzymywałem obrobiony materiał w czasie rzeczywistym. Może efekty, które znam, są zbyt prymitywne dla tego systemu, a tych nieznanych, no cóż, nawet nie ruszyłem. Bardzo tego żałuję, bo do tej pory nie wiem, czy są jakieś ograniczenia w wydajności systemu Neuron. Chociaż nie mam pewności czy to, co robiłem nie było z góry ustawione, a złudzenie rzeczywistości na tyle duże, iż dałem się nabrać.

- W połowie pierwszego dziesięciolecia XXI wieku w firmie Amiga coraz większe wpływy miała frakcja zwana "młodymi wilkami". Zarzucali oni "klice Robotnickiego" nadmierny konserwatyzm i unikanie walki o wpływy w świecie informatycznym. Puszczali oni w świat kawały wzorowane na serii o głupich Polaczkach w stylu "Po czym poznać, że komputer zaprojektował Polak? Po pięciu godzinach czekania na wynik operacji", czy "Jak w "5-ce" przesunąć okno? Wózkiem widłowym". Fala krytyki rozlewała cię coraz szerzej, użytkownicy byli niezadowoleni z powodu mniejszej niż u konkurencji mocy obliczeniowej Amig oraz nie podobał im się siermiężny w porównaniu z innymi OS-ami wygląd systemu. W efekcie wpływ Robotnickiego na nowe Amigi spadł prawie do zera. Gdy 6 czerwca 2006 r. przedstawiono Amigi serii "6" środowisko piało z zachwytu. Slogan firmowy głosił, że to Amigi ery podróży w czasie, gdyż wyprzedziły swoją epokę. Jednak zachwyt nie trwał zbyt długo. Pierwsi klienci zaczęli krytykować nowe Amigi za nadmierny pobór mocy i szybkie przegrzewanie się oraz bardzo niewydajną pracę nowego systemu. Na dodatek użytkownicy konkurencyjnych komputerów nie przechodzili na Amigi widząc w nich tylko kopię tego, co już posiadali. Gwoździem do trumny był szczyt wydobycia ropy naftowej w 2007 r. i związane z tym problemy z zaopatrzeniem w energię. Ekolodzy oskarżali rozbudowane nad miarę komputery o niszczenie środowiska i bezsensowne zużywanie zasobów naszej planety. Zarząd był jednak nieugięty i wkrótce po rozpoczęciu produkcji "szatańskiej serii", jak przezwano Amigi 6000, 60 i 6, zrezygnowano z produkowania "cudownej piątki". Większość środowiska amigowego bardzo źle przyjęła ten ruch i zaczęła organizować różne happeningi. Jednym z nich było zorganizowanie w tradycyjnym miejscu prezentacji nowych modeli - Stalinowskim Pałacu Kultury w Polsce wystawy pt. "Prawdziwe Amigi". Sercem wystawy był ostatni wyprodukowany egzemplarz Amigi 5000 umieszczony za pancerną szybą i chroniony przez uzbrojonych w broń automatyczną ochroniarzy. Widząc swoje błędy część zarządu popierająca "młode wilki" zmieniła front, lecz było ich zbyt mało do zmiany strategii. Pomogło dopiero walne zgromadzenie akcjonariuszy, gdzie drobni ciułacze, przy znacznym wsparciu kilku rekinów finansjery, doprowadzili do odwołania aktualnych władz. Akcja ta została nazwana "obławą na młode wilki" i doprowadziła do powrotu starego zarządu oraz zmiany strategii. A jakie będą efekty przekonamy się za chwilę na tradycyjnej prezentacji w warszawskiej Sali Kongresowej. Jak zwykle nie ma oficjalnych informacji na temat tego, co zobaczymy. Jednak przecieki mówią o kilku przełomowych produktach. Ma się pojawić nowy aCam 4x o nazwie Origami, nowe Amigi serii 7, czyli 7000, 70 i 7. Oficjalnie zostanie zaprezentowany nowy procesor PowerPC 7 ściśle zintegrowany z podobno rewolucyjnym najnowszym AI. Pogłoski mówią, że nowa architektura ma za zadanie przeniesienie systemu Neuron pod strzechy. Od teraz każda Amiga i każdy program może uzyskać dostęp do mocy obliczeniowej swoich sióstr. Kto wie czy data 9 września 2009 r. nie przejdzie do historii informatyki. Zapraszam wszystkich zainteresowanych do środka.

Badając wygląd i możliwości serii "6" nie zauważyłem, że zmieniło się tło, na którym stoję. Gdy dotarł do mnie sens ostatnich słów narratora, podniosłem głowę znad przesyconego "wodotryskami" systemu i rozejrzałem się wokół. Przed oczami ujrzałem znajomą bryłę "podarunku Stalina dla Warszawy" i zmierzający w jego stronę tłum ludzi. Ruszyłem za nimi i nagle usłyszałem odgłos, jakby kto uderzył w dzwony. "Dwanaście" - ryknęli ludzie zgromadzeni na sali i rzucili się na siebie, składając życzenia i obściskując się. Otumaniony tym, co przed chwilą widziałem, nie zwracałem uwagi, czy całuje mnie miss imprezy sylwestrowej, czy też mocno zawiany i spocony facet. Lampki szampana w rękach otaczających mnie osób uświadomiły mi, gdzie się znajduję i co robię. Podniosłem rękę do ust i dopiero teraz zauważyłem, że trzymam całą butelkę. "A może to on?" - przemknęło mi przez myśl i zbliżyłem ją do oczu oby przeczytać etykietę. Napis był trochę dziwny "Szampian". "Co za czort" - pomyślałem i odwróciłem butelkę, aby zobaczyć nazwę producenta. "O kur..." - omal nie zakląłem. Pod długą listą składników, z których tylko alkohol mógł pochodzić, z tego co kiedyś miało liście, widniał napis: "Made in China".

 głosów: 2   
komentarzy: 4ostatni: 22.01.2018 00:48
Na stronie www.PPA.pl, podobnie jak na wielu innych stronach internetowych, wykorzystywane są tzw. cookies (ciasteczka). Służą ona m.in. do tego, aby zalogować się na swoje konto, czy brać udział w ankietach. Ze względu na nowe regulacje prawne jesteśmy zobowiązani do poinformowania Cię o tym w wyraźniejszy niż dotychczas sposób. Dalsze korzystanie z naszej strony bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej będzie oznaczać, że zgadzasz się na ich wykorzystywanie.
OK, rozumiem