[#1]
Re: Wzloty i upadki procesów instalacji
Szkoda, że tak kiepsko znam angielski, bo chętnie bym sobie poczytał. Proces instalacji programów zawsze mnie interesował i mam w tym temacie swoje zdanie. Pewnie dlatego tak podoba mi się AmigaOS/MorphOS, że tu prawie nie istnieje pojęcie "instalacji programu". Oczywiście tylko "prawie", bo są wyjątki (niech ktoś zainstaluje ręcznie GoldEDa albo coś w nim ręcznie zmieni, hehehe). Trudno nazwać instalacją zrobienie przypisania czy skopiowanie odpowiednich plików do wybranego katalogu. :)
Gdyby wszystkie pliki z AmigaOS/MorphOS wrzucić do jednego katalogu i kazać komuś poskładać z tego w pełni poprawnie działający system AmigaOS/MorphOS to myślę, że 95% amigowców zrobiłoby to w 15 minut. Użytkownikom (nawet tym bardzo mocno obytym) innych systemów nie mieści się to w głowie. :) W przypadku Windows jest to właściwie niewykonalne. Oczywiście zawsze tłumaczą to dużym stopniem zaawansowania systemu. Jednak do mnie jakoś to nie za bardzo przemawia. Nie uważam, że rozbudowany program od razu podczas instalacji powinien od razu wrzucać do systemowego katalogu milion śmieci. Są nawet na Windows wypasione programy, które normalnie można skasować, a po skopiowaniu działają poprawnie.
Z drugiej strony czasem patrzymy z zazdrością na to jak windowsowcy bez zastanowienia naciskają "setup.exe" i po chwili mają działający program. Jak im się nie podoba to robią "uninstall" i już go nie ma. Nie martwią się czy mają np. odpowiednie TextEditor.mcc. ;) Rzeczywiście to jest fajne pod warunkiem, że wszystko jest ok. Jak już się coś zaczyna walić na Windows to użytkownik staje się zupełnie bezradny. Nieudany "uninstall" potrafi zostawić śmieci i naprawdę trzeba wiedzieć o co chodzi (pokażcie mi takiego) żeby go ręcznie wywalić do końca. Ten przeokropnie i niewiadomo dlaczego rozbudowany rejestr skutecznie odstrasza od grzebania w nim. Nie sposób przez to przebrnąć nie będąc autorem programu. :)
Zadaję sobie pytanie - czy naprawdę ten rejestr musi istnieć? Czy duże programy muszą naprawdę mieć tak cholernie skomplikowaną i niezrozumiałą dla użytkownika strukturę katalogów, plików, czy to wszystko musi być tak strasznie zabałaganione jak katalog C:\WINDOWS? Myślę, że nie. Czy Windows by nie działał gdyby miał porządek taki jak na naszych amigowych partycjach systemowych? Czy pliki systemowe nie mogą mieć jasnych, zrozumiałych nazw tak jak w AmigaOS, MorphOS, MacOS? W miarę automatyczny i bezbolesny "install" i "uninstall" programów można przecież zrobić nawet na tak lekkich systemach jak AmigaOS/MorphOS.
Sprawa instalacji jest więc taka niewiadomo jaka. :) Albo panowanie nad wszystkim i prostota ale za to wymagająca pewnej wiedzy, albo automatyzacja ale kosztem zupełnej bezradności w sytuacjach kryzysowych.
Zagadnienie jest bardzo szerokie i bardzo długie i na pewno na ten temat jest tyle zdań ile osób (zwłaszcza w Polsce, hehe).
Mimo wszystko chyba zmuszę się i sobie przeczytam (ze zrozumieniem) w wolnej chwili ten tekst. Zajmie mi to trochę czasu ale jak się zawezmę to dam radę. :P