TV4 emituje ostatnio w sobotnie wieczory filmy z Brucem Lee. Dwa tygodnie temu obejrzałem z sentymentu "Wielkiego szefa" i był całkiem OK. W ostatnią sobotę obejrzałem "Grę śmierci" i było to naprawdę coś niesamowitego. Film powstał kilka lat po śmierci Lee, wykorzystano w nim sceny nakręcone kiedy jeszcze żył. Problem w tym, że tych scen jest może z 10 minut. Reszta to dokrętka z innym aktorem-sobowtórem. Sobowtór jest trochę podobny do Lee, ale na pierwszy rzut oka widać, że to jednak nie on. TYmczasem w filmie jako główny aktor wymieniony jest Bruce Lee. W filmie wykorzystano krótkie ujęcia z innych filmów B.L., mieszając je ze scenami kręconymi z sobowtórem i nikt się nie przejmował tym, że prawdziwy Bruce ma krótkie włosy, a sobowtór sekundę potem dłuższe.
Był tez element niezbyt przyjemny - w scenie pogrzebu bohatera użyto scen z pogrzebu Bruce'a Lee.
Ogólnie jest to film z cyklu jak zarobić na człowieku, który nie żyje od kilku lat.
Polecam do obejrzenia z kumplami przy piwie jako ciekawostkę.