A ja się boję takich rzeczy, jak Google Docs.
Nie, nie mam żadnych obsesji, nie jestem wyznawcą teorii spiskowych i tak dalej.
Ale po prostu - oprogramowanie (i dane), które mam w w swoim komputerze (nawet niech sobie on będzie wielki, drogi, hałaśliwy, prądożerny, niewygodny) będzie działało zawsze - byleby prąd w gniazdku był.
A przecież czasy są, jakie są - czyli niespokojne (w sumie zawsze takie były, tu się zbyt wiele nie zmienia, czasami nam się tylko coś wydaje i popadamy w spokojny błogostan). Możliwe są rozmaite niehalo rzeczy - a to spektakularne bankructwo naszego usługodawcy, z którego zasobów softu i baz przechowujących dane korzystamy, a to zamach terrorystyczny na wielką skalę, a to wielka jakaś klęska żywiołowa. Obojętnie co. Są to możliwe sprawy? Jak najbardziej możliwe. Niestety.
Takie uzależnienie totalne nie jest zatem fajne.
Może ja mam mentalność prostego chłopa, ale co moje, to moje. Co mam u siebie, to mam u siebie. O!

Wolę zapłacić za konkretny nośnik z np. grą, I grać sobie na swoim xboxiku spokojnie, kiedy mi się zachce, bez konieczności uwiązania do Internetu, nawet najszybszego i najtańszego jak to tylko mozliwe. (Mam w tej chwili i bardzo szybko, i bardzo tanio zarazem, jestem zadowolony jak cholera, no ale who knows, co się może stać, ech.)
Z szacunkiem
Des