• Rowerowa emerytura, czyli na starość ku naturze

04.11.2023 18:26, autor artykułu: Grzegorz "GRXMRX" Murdzek
odsłon: 46, powiększ obrazki, wersja do wydruku,

Czy trzeba komukolwiek przedstawiać kim jest Grxmrx? A czy majówka jest w maju? ;). No chyba, że po 30 latach zostałeś wybudzony z hibernacji i szukasz w sklepach nowej Amigi ;). W innym wypadku na pewno wiesz, kim on jest. Ten wybitny programista, demiurg stojący za sterami portalu PPA.pl, znudzony blichtrem amigowego świata, postanawia zmienić swoje życie. Wyjeżdża do Tybetu, aby pod okiem mistrzów studiować buddyzm i techniki medytacji. No dobrze, trochę tu odjechałem (chociaż z tym wybitnym programistą to było całkiem na serio ;). Jednak prawdą jest, że Grxmrx opuszcza naszą amigową łajbę. Co najważniejsze, opuszcza ją w chwale jako zwycięzca. Z racji tego, że nie lubię pożegnań, postanowiłem wplątać Grxmrxa w nasze nowe pismo. Zaproponowałem, żeby pisał o czymkolwiek, w końcu po 20 latach ciężkiej harówy dla naszej amigowej społeczności, coś mu się od życia należy. Mam nadzieję, że jego przygoda z pisaniem do „Amiga Friendship” nie skończy się na tym pojedynczym artykule. Już zapakowaliśmy :)

Nowy rower, stare nawyki

Gdy w 2016 roku kupiłem rower, była to kolejna rzecz, która miała mnie zachęcić do aktywności, choć miałem obawy czy początkowy entuzjazm nie minie. Kondycja była słaba. 5 czy 10 km przejechane w tempie do 18 km/h to był szczyt moich możliwości. Szybko wyszło, że na rower wsiadałem niezbyt często. Wymówek było wiele. Przede wszystkim były obawy, że jeżdżąc samemu utknę gdzieś z zepsutym rowerem lub kontuzją w nieznanej okolicy, telefon padnie, spadnie deszcz i tak dalej. Inna sprawa, że o ile samemu można było pojeździć na krótsze dystansy, tak nie było z kim jeździć na dłuższe wyprawy albo umówienie się na wspólne wypady nie było łatwe. Tego typu czynniki, wraz z brakiem podstawowej wiedzy o serwisowaniu roweru (banały jak np. wymiana dętki, smarowanie łańcucha) powodowały, że nie tyle aktywność co eksploracja okolicy była, przez ponad rok, słaba. Sama jazda na rowerze od początku mi się podobała. Nie był to pierwszy rower na jakim jeździłem, ale przerwa od okazjonalnych jazd była prawie dziesięcioletnia. Nowy rower dawał o wiele lepsze doświadczenie z jazdy, ale nie byłem pewien czy to jest coś, co mnie zajmie na dłużej.

Przebłyski aktywności

Zanim zacząłem jeździć więcej na rowerze miałem przygody z bieganiem (pół roku), siłownią (rok) czy tańcem (dwa lata), więc były zrywy ku aktywności, ale z różnych względów nie mogły być kontynuowane. Taniec był najlepszą formą aktywności. Gdy większość czasu siedziałem przed komputerem i dostałem kartę Multisportu, pomyślałem, że najlepiej będzie zacząć od czegoś prostego, co nie będzie wymagało od razu bardzo dobrej kondycji. Okazało się, że założenie było słuszne, a przy okazji chęć uczęszczania i uczenia się tańca towarzyskiego była motywowana tym, że nie tyle sobie, co partnerce zmarnowałbym dzień, gdybym się nie pojawił na godzinie tańca. Po dwóch latach niestety musiałem przerwać praktykę, ale nadal mam chęć wrócić. Bieganie skończyło się na przebiegnięciu Półmaratonu Warszawskiego, ale naznaczone było kontuzją rzepki i zakazem biegania przez ortopedę. Na siłowni pracowałem przez pewien czas z trenerem, by wiedzieć jak poprawnie ćwiczyć. Trening obwodowy przeważał nad treningiem ściśle siłowym. W tym czasie moja sylwetka zaczęła się poprawiać, ale w końcu dopadło mnie znużenie, zarówno miejscem jak i rutyną ćwiczeń. Nawet ich rotacja, zmiany w końcu mnie zanudziły.

Rower jako ucieczka

Na skutek wielu różnych wydarzeń w życiu prywatnym jak i chęci zmiany, szukałem czegoś nowego. Okazyjne samotne przejażdżki po okolicznych wałach Odry, parkach i lasach odrywały mnie od siedzenia przed komputerem i cyfrowego świata, który nie przekazywał mi takiej satysfakcji jak dawniej. Zacząłem po latach dostrzegać, że wartość spędzonego czasu jest większa na zewnątrz niż w domu. Jednak to nie było takie oczywiste. Impuls do aktywności i także eksploracji okolicy nie był czysty, nie był pozytywny. Miałem dosyć nałożonego przez siebie obowiązku ciągłego siedzenia przed komputerem, poznawania ciągle nowych technologii, grzebania w kodzie, kolejnym zabawkowym projekcie. W tym wszystkim nie było też ludzi, z którymi można byłoby współtworzyć i dzielić inżynierskich pasji. Wciąż nieliczne wypady rowerowe były krótkie i jeździłem głównie sam. Jeżdżenie samemu nie jest złe, ale mnie brakowało ludzi, z którymi można by było jeździć. Od czasu do czasu jeździłem z bratem na ryby, ale takich wypraw było mało, a brat mieszka w innym mieście.

Przełom?

Szczęśliwie okazało się, że wśród ludzi, którzy są w jakiś sposób związani z Amigą i demosceną są ludzie, którzy jeżdżą na rowerze od lat i tak umówiliśmy się na pierwszy z kilku wspólnych wyjazdów, urlopów rowerowych, w polskich górach. Jedną z takich osób był GumBoy, który zorganizował też kilka wypadów jeszcze we Wrocławiu. Okazało się, że doświadczeni rowerzyści to również Qlx, Kiero, Gorzyga czy McVoy. Znajomość z nimi jak i organizacje wyjazdów zaistniały poprzez… organizacje Decruncha. Dzięki komputerowej, demoscenowej imprezie można było pogadać też o innych tematach i tak od słowa do słowa zebrała się grupa osób z podobnymi planami. Ja jako „noob” w temacie rowerów sporo się od nich nauczyłem. Latem, na skutek różnych przeciwności związanych z wolnym czasem, było trudniej zebrać jedną grupę do wyjazdów. Natomiast aktywności zimowe mnie nie do końca przekonywały. Te wyjazdy były tylko raz do roku a nie na co dzień. Od czasu do czasu udawało się pojeździć ze znajomym, a innym razem z koleżanką, ale takich wypadów było mało. Średnio jeden na dwa tygodnie. A potrzeba i chęci były dużo większe.

Ponowne szukanie motywacji

Chciałem jeździć więcej i dalej, ale mimo zdobytego doświadczenia i poprawiającej się kondycji, wciąż były obawy. Wszystko siedzi w głowie? Być może trzeba było psychologa, coacha czy innego motywatora? Wyjdź ze swojej strefy komfortu, mówili ;). Możliwe, że coś w tym jest. Trzeba było się zmusić i stopniowo pokonywać coraz to dłuższe dystanse od domu. Najpierw bez planu, ale stopniowo doświadczenie rosło. Raz zapomniana jedna rzecz, już lądowała na liście do sprawdzenia przed kolejnym wypadem. Brak planu dawał możliwości ciekawej eksploracji, ale marnował czas. Zacząłem planować trasy. Najpierw 20 km, później 30, 50, 80. Wszystko blisko granic miasta, aby móc wrócić komunikacją zbiorową lub pociągiem, gdy będzie awaria. Zacząłem używać aplikacji Strava i tam przeglądałem aktywności innych, aby mieć inspiracje, gdzie można pojechać w okolicy.

Pewnego dnia pomyślałem, że może warto pojechać gdzieś, gdzie wszystko wokół jest nastawione na rowery. Przypadkiem znalazłem wycieczkę rowerową na duńską wyspę Bornholm. To był strzał w dziesiątkę. Ten tygodniowy wyjazd odmienił pozytywnie moje życie. Ludzie jakich tam poznałem, atmosfera, rozmowy, wrażenia, miejsca i sposób jazdy był tym, co mnie zafascynowało, pobudziło do takiej, a nie innej formy aktywności. Część z tych osób nadal spotykam na kolejnych wycieczkach.

Rowerowe Wypady Wrocław (Dolnośląska Grupa Rowerowa)

Jestem z Wrocławia, więc szukałem grup lub osób, które jeżdżą tam, gdzie mieszkam. Jest taka grupa na Facebooku, której celem jest ułatwienie umawiania się na wspólne wypady z Wrocławia. Nie chciałem jeździć sam, ale z drugiej strony z nieufnością podchodzę do umawiania się z nieznanymi osobami. Inne grupy były zbyt sportowe z ludźmi, dla których każde wyjście na rower to trening. Nie znam osób i nie wiadomo czego po kim się spodziewać. Kilka razy umówiłem się na takie wspólne wypady. Za każdym razem przyjeżdżała jedna dziewczyna, a nie były to przecież propozycje randek. Czy zachętą było moje zdjęcie profilowe na Facebooku? ;) Na jednej z takich wycieczek poznałem organizatorkę wyjazdów, która z grupą znajomych organizuje wyjazdy czy to piesze po górach, czy rowerowe. Jeździłem z nimi przez rok, ale planowany wyjazd na Green Velo nie wypalił i przez różnicę zdań z organizatorką musiałem zrezygnować z dalszego uczestnictwa w tej grupie zostając znów sam z niechęcią do podejmowania kolejnych prób; czy to samodzielnych prób organizowania, czy dołączania do kolejnej grupy.

Easy Riders Wro

Minął kolejny rok. Nastał 2021. Dalej obserwowałem grupę na Facebooku i wśród kolejnych ogłoszeń widziałem jednego organizatora, który często proponuje w tydzień krótkie, a w weekendy dłuższe, wypady rowerowe we Wrocławiu i okolicach. Zaciekawiło mnie to, ale wciąż byłem nieufny. Jednego dnia napisałem ogłoszenie na grupie dotyczącej wypadów rowerowych. Podałem trasę jaką będę jechał oraz miejsce i godzinę startu. Z kilku chętnych przyjechała jedna dziewczyna, która, jak się okazało, jeździ od tego roku więcej. Wspomniała, że jeździ w grupie ze wspomnianym wcześniej organizatorem, a sama też pomaga w organizacji grupy jako admin osobnej grupy na Facebooku. Grupa nazywa się Easy Riders Wro i utworzyła się w tym roku. Jeżdżą lekko, bez presji na prędkość, rekreacyjnie. Grupa zawsze czeka, gdy ktoś jest wolniejszy. O ile na grupie ogłoszeniowej z wrocławskimi wypadami można zamieszczać jedynie ogłoszenia, tak na grupie Easy Riders Wro są też albumy ze zdjęciami z wypadów, dodatkowe ogłoszenia dłuższych wycieczek, a także ślady przejechanych tras. Grupa akceptuje wszystkich chętnych, ale też ma zasady co do zamieszczania postów, przez co łatwo się odnaleźć.

Zacząłem jeździć z nimi. Poznawałem kolejne osoby i nawet wyjąłem zakurzoną kamerkę GoPro. Zacząłem kręcić klipy z dłuższych wypadów, co spodobało się uczestnikom, motywowało i motywuje mnie do dalszego doskonalenia kolejnych nagrań. W ramach grupy zorganizowałem też jedną dłuższą sobotnią wycieczkę. Poczułem, że jestem we właściwym miejscu i moje poszukiwania w końcu się zakończyły. Jest grupa i ludzie, z którymi można pojeździć częściej, a przy tym dobrze się bawić.

Jakiego typu rowerzystą jestem?

Początkowo byłem tylko niedzielnym rowerzystą. Jak udało się przejechać 10 km, to było wydarzenie. Człowiek całkowicie spocony i zadyszany wracał do domu, a przez kolejne dwa dni wszystko bolało. Jeździłem tylko jak była super pogoda – 20 stopni, słońce, idealne prognozy itd. Wiedziałem, że nie chcę być kolarzem. Nie tylko dlatego, że nie lubię się ścigać, ale nie interesuje mnie kolarstwo jako dyscyplina sportu. Na relacjach telewizyjnych z wyścigów kolarskich zasypiałem. Szanuję ten niełatwy sport, ale nawet jako amator nie mam pędu do kolarstwa. Próbowałem też enduro, ale widziałem tam za dużo niebezpieczeństwa. Spodobały mi się za to bardzo single tracki, jak te w okolicach Świeradowa i pod Smyrkiem. To, co zdefiniowało moją jazdę na rowerze, to eksploracja, jazda z dala od ruchliwych dróg, kontakt z naturą, zdjęcia, aktywność a w konsekwencji endorfiny i dobre wspomnienia. Bez pośpiechu, ze średnią prędkością do 20 km/h. Oczywiście zdarza mi się też pojeździć, dla odmiany, wyczynowo. Tak na cięższych szlakach MTB jak i na szosie. Zdecydowaną przewagą są u mnie bardziej wypady rekreacyjne niż treningowe.

Sprzęt

Jeżdżę głównie rowerem typu cross Giant Roam Disc 2 z 2016 roku, ale od niedawna częściej kręcę na rowerze MTB XC Grand Canyon 7. Ten drugi daje mi komfort jazdy w bardziej wymagającym terenie. Chciałem rejestrować przejechane trasy, aby do nich wracać lub poprawiać, lepiej planować. Do rejestrowania tras używam najczęściej licznika z GPS, który synchronizuje dane z aplikacją Strava. Wcześniej używałem zegarka TomTom, później przesiadłem się na komputerek rowerowy Wahoo Elmnt Bolt. Trasy planuje zamiennie w Stravie, która zawiera świetne narzędzie do planowania tras (mam na myśli wersję webową, a nie aplikację, gdzie planowanie trasy jest ubogie) albo w Mapy.cz. Ta druga strona lub aplikacja jest dobra w kontekście planowania tras turystycznych, ponieważ zawiera szlaki rowerowe, a opcja planowania trasy jest tak samo użyteczna w wersji webowej jak i w aplikacji. Trasy zaplanowane w Stravie synchronizują mi się po WiFi z komputerkiem rowerowym. W przypadku Mapy.cz muszę zrobić eksport do GPX i plik ten załadować przez telefon do aplikacji komputerka rowerowego. Komputerek rowerowy czy zegarek jest dobrą opcją, jeśli jeździ się dłużej niż trzy godziny. Jeśli jadę do pracy, gdzie dojeżdżam w 40 minut, to najczęściej, jeśli rejestruje aktywność, robię to w Stravie w telefonie.

Błędy?

W internecie jest cała masa poradników jak jeździć na rowerze. Część z nich czytałem, oglądałem, ale to nie ustrzegło mnie przed banalnymi błędami. Pierwsza sprawa to ustawienie siodełka. Przez złe ustawienie mogą po jeździe boleć kolana. Nie rozciągałem się po aktywności, a jogi w ogóle nie znałem. Innym problemem było złe smarowanie łańcucha – za dużo smaru było na łańcuchu lub był brudny, a brudu nie czyściłem często, co wpływało na zużywanie się napędu. Tego typu błędów przestałem unikać dopiero z czasem, gdy jeździłem więcej.

Grupa Easy Riders Wro
Grupa Rowerowe Wypady Wrocław
Mój profil na Stravie

Oryginalnie artykuł został opublikowany w Amiga Friendship #1.

    tagi: rower, wycieczki
dodaj komentarz
Na stronie www.PPA.pl, podobnie jak na wielu innych stronach internetowych, wykorzystywane są tzw. cookies (ciasteczka). Służą ona m.in. do tego, aby zalogować się na swoje konto, czy brać udział w ankietach. Ze względu na nowe regulacje prawne jesteśmy zobowiązani do poinformowania Cię o tym w wyraźniejszy niż dotychczas sposób. Dalsze korzystanie z naszej strony bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej będzie oznaczać, że zgadzasz się na ich wykorzystywanie.
OK, rozumiem