@serwisant,
post #120
Kompletną bzdurą jest twierdzenie że wśród młodych osób (także świeżo upieczonych absolwentów, ale nie tylko) jest niższy odsetek bezrobotnych. Jest dokładnie na odwrót. Pisanie że bezrobocie dot. głównie osób po 40tce to prawda obiektywna z przed ok 5-8 lat. Mamy obecnie wyż demograficzny pododujący że choć pracodawcy chętnie zatrudniają osoby z tego przedziału wiekowego, to ich liczba powoduje szereg niekorzystnych zjawisk na rynku pracy.
dziwne, wszyscy moi znajomi którzy niedawno skończyli moją politechnikę (śląską) na moim kierunku (automatyka) poza jednym, którego rozłożyła kobieta, znaleźli pracę, o dziwo, w zawodzie, o dziwo, za przyzwoite pieniądze, o dziwo, nie narzekają, toż paskudna propaganda, ludziom mózgi wyprała! (poznajesz styl?tak, to nie mój, nie gazety koszernej, nie aj wajów, lecz Twój)
Zjawiskiem ujawniającym się na skutek takich okoliczności jest zaniżanie do granic możliwości płac, a także obarczanie pracowników olbrzymią liczbą obowiązków. Pracownik taki szybko się "wypala", bo pracuje ponad siły za niegodziwe pieniądze, ale to nie stanowi dla pracodawców problemu gdyż na jego miejsce jest zawsze 100 innnych chętnych. Taki sposób wykorzystywania siły roboczej nazywa się "rotacją". I najłatwiej z w/w przyczyn pracę znaleźć w takich własnie firmach.
Jak pisałem wczesniej, nikt z nich nie narzeka, prace są naprawde przyzwoite, i co lepsze, rosną, wraz ze stażem, np. kolega poszedł 9 miesięcy temu do kopalni, i po 3 miechach miał pierwszą podwyżkę, owszem to jest motywacja do bardziej wytężonej pracy, ale nie narzekał, ba jest mu tam jak u Bozi za piecem. Może to zły przykład, bo "państwowy", więc podobnie ma kumpel, automatyk w cukrowni, należącej do niemieckiego holdingu, płacą za każde nadgodziny, duuuże pieniążki. Ale... ja wiem, to wina tych "japiszonów" co to mieli furę pieniędzy na studia.... cóż, Ten kolega z cukrowni pochodził z nienajbogatszej, mieszkającej pod Nysą rodziny, 3 dzieci, 2 po studiach, 3 kończy. Jak szedł na studia miał tylko jedno - talent - wszystko na temat.
Ktoś w inny tym wątku pisze mniej więcej tak: "Znam młodych którzy pracy średnio szukali pół roku, oczywiście z wyżyszym wykształceniem i z Krakowa", no tak bo oczywiście ci z słabszym niż oczywiście wyższe, to oczywiście nie zasługują wogóle by o nich wspominać przy okazji rozmowy o zatrudnieniu. Wiadomo liczy się wiedza. Reszta jest jak powietrze. Nie mieli kasy na studiowanie więc niech sobie robią teraz co chcą, tyko niech przypadkiem nie wyściubiają nosa i nie wygadują że pracy nie ma.
nie mieli kasy? są stypendia. nie mieli chęci? nie ułożyło się życie. Jedni mieli pecha, i współczuję im, szczerze, inni mieli inne plany, nie mieli chęci, etc, Ci teraz mają co chcieli, im niekoniecznie współczuję. A co do Twojego oburzenia, to chciałem zaznaczyć, że nikt CI nie wypominał Twojego niższego wykształcenia, więc nie wiem dlaczego się tak unosiłeś, Twoja wola...
No cóż. Młode studenciaki którymi w większości jesteście, albo świeżo upieczeni absolwenci politechniki macie właśnie takie a nie inne pojęcie o bożym świecie, za sprawą pewnych tricków które wpajane Wam są do głów. Domyślam się że mając np papier z polibudy o pracę jest 100x łatwiej niż np mając średnie zawodowe, o to się spierać nie będę.
Sęk w tym że nie każdy ma, czy będzie miał takie kwalifikacje. Bo nie każdemu jest dane być mądrym, pięknym czy inteligentym, nie każdemu jest dane mieć tzw dobry start w życiu gwarantowany pieniędzmi rodziców którzy postanowili Was kształcić. Zapominanie o reszcie świata to taki "japiszoński" zwyczaj zadowolonych z siebie ludzi tzw. ludzi sukcesu. Cóż, gratuluję Wam dobrego samopoczucia, jednak uprzedzam przed takim postrzeganiem świata. To karygodnie zaniedbanie niegodne ludzi światłych i inteligentnych jakimi jesteście.
Na ten temat częściowo wypowiedziałem się wyżej, dodam tylko że jestem młody, mam 23 lata, i lubie robić to co robię, i chcę z tego żyć, czy to złe? Co do wpajania, i jakiejś żydo-komunistycznej (jak to ujmujesz) propagandy, to w wypadku mojej uczelni, chyba jednak pomyłka ;). Co do zaniedbania to powtórzę, to co pisałem wcześniej: Ci którzy mieli pecha, przydarzyło się nieszczęście, fakt - tym współczuję, i rozumiem, że nie mieli równej szansy, natomiast trudno szukać usprawiedliwienia dla tych, którym się nie chciało. A przykładów takich, u mnie na podwórku, jest nie mało. Opolszczyzna to kopalnia leni, nierzadko bardzo zdolnych, ale od małego nastawionych, "jada do rajchu, zarobia kasa, przywioza se golfa", ja też mogłem jechać, ale nigdy z tego nie skorzystałem, w przeciwieństwie do wielu, taki stan rzeczy, też mnie utwierdza w tym co mówię, większość bezrobotnych to lenie.
Pozatym jest jeszcze szereg czynników. Np to że jeśli jesteś młody w wieku 18-25 lat to pracodawca owszem chętnie przyjmie Cię do pracy z różnych przyczyn. Głównie dlatego że młoda osoba da się wykorzystać w pracy w stopniu wyzszym niż taka która ma doświadczenia zawodowe. Problemem w dzisiejszych czasach jest to że doświadczeni pracownicy nie bardzo są z w/w potrzebni. Na nieszczęscie czas nieubłaganie płynie i człowiek szybko staje się mniej atrakcyjnym np wkraczając w wiek 30 lat i wyżej.
doświadczenie zawodowe i wiedza to więcej niż "piękno" i "młodość" - przykład: mój Ojciec, 3 zawody (ekonomista, budowlaniec, wojskowy), wykształcenie średnie techniczne. Niemal 60 lat, i nie ma problemów z pracą, sami dzwonią.
Nie będe ciskał w Waszym (piszących że tak naprawde nie jest źle, tylko to kraj leni, trutni, nierobów, pijaków itp) gromów, natomist postaram się Wam wyjaśnić gdzie popełniliście błąd.
Otórz warunki panujące na rynku pracy w Polsce to komplente nieporozumienie. Jesteśmy w tej chwili jakby w końcu 18tego czy na początku 19tego wieku jeśli chodzi o realia gospodarcze. Dowodem namacalnym jest np to, że na Śląsku funkcjonują tzw biedaszyby, czyli dzikie kopalnie prowadzone przez ludzi którzy nie mogli znaleźć pracy. Pracują oni bardzo bardzo ciężko i w okropnych warunkach, nie dlatego że takie mają widzimisię, albo że nie spodobał im się jakiś pracodawca proponujący im pracę. Oni pracują tam dlatego, że potrzebują pieniędzy na przeżycie, a nikt im nie jest w stanie zapewnić pracy za pieniądze. Bo rzeczywiście praca "za frajer" jest i można się zaciągnąć u takich czy innch bezwglednych sk* oszukujących zdesperowanych ludzi. Rzeczywiście jak się postarać to można pracę znaleźć, natomiast zdecydowanie trudniej zarobić pieniądze. Człowiek nie po to chodzi do pracy żeby się napracować, a następnie wrócić zdechły i obolały do domu i tam wypocząć z 30zł dniówki w kieszeni (bądź czasem nawet mniej).
Tutaj częściowo się zgodzę, bo fakt: ogromne zaniedbania "waaaadzy" w terenach likwidowanych zakładów, gdzie ludzi chętnych i potrzebujących pracy jest dużo więcej niż potencjalnych miejsc pracy doporowadziły do takich sytuacji. Widziałem nie takie rzeczy w Tarnowskich Górach, Bytomiu. Owszem, większa część z nich nie może, zdecydowanie mniejsza część z nich nie chce pracować, ale to są właśnie ludzie o których pisałem, że przydarzyło im się nieszczęście. Tu powinno (A nie robi tego) interweniować państwo.
Jeden z Was pisze tu o facecie chcącym zatrudnić dekarzy. Praca dekarza ma to do siebie że naprawdę niewielki odsetek ludzi jest w stanie tą pracę wykonywać. Problemem w tym przypadku jest to, że aby pracować na wysokości (na dachu) trzeba mieć specjalne ku temu predyspozycje. Pozatym człowiek ten który to pisze (zresztą jeśli to prawda co pisze jest zaprawionym w boju polskim pracownikiem pracującym najprawdopodobniej zbrew przepisom BHP, bez zezwolenia do prac na wysokości, do których formalnie trzeba mieć odpowiednie uprawnienia, zapewne też pracuje bez opowiednich zabezpieczeń, ale za wytrwałość należy mu się nagroda, bez ubezpieczenia, bez ZUS itp) opisuje tu sytuację pracodawcy który był tak dobry i chciał na dachu zatrudnić w chwili przypływu łaski żuli zpod budki z winem. To ciekawe, bo ja jako pracodawca do zrobienia komuś dachu nie ryzykowałbym zatrudnienia osób co do których można by mieć wątpliwości, no ale człowiek ten praktyczny chciał pewnie nieco zaoszczędzić na kosztach, aby wyjść na swoje. Stąd jego 6zl na godzinę (bez płacenia podatków i ZUS) i wspaniały pomysł zatrudnienia lumpen-proletaryatu. Jestem ciekaw kto wykonany przez takich fachowców dach byłby potem odebrał jako zrobioną robotę. Powstaje pytanie, gdzie w tej całej historii są prawdziwi dekarze? Bóg wie, nikt tu o nich nie wspomiał, dlaczego? No bo są zbyt drodzy, za dużo by chcieli za swą prace pieniędzy... Trudno poszukamy wśród żuli, też nie chcą? No to idziemy z tym na forum opisać jaka to chora polska społecznośc, człowiek che im dać pracę a oni mają go w dupie....
Pozatym tego typu prace, to tzw robota dorywcza. Taka praca jest za gównianie wynagrodzenie, bez ZUS, bez ubezpiecznia zdrowotnego gdzie w razie wypadku czeka cię bardzo bardzo kosztowne leczenie na własny koszt. Jeśli czujesz się z tym dobrze, to okej, pracuj sobie tak całe życie doryczo, ciekawym z czego będziesz żył gdy się zestarzejesz, emerytury nie powąchasz nawet, tak samo renty...
Tak, ja pisałem o facecie chcącym zatrudnić dekarzy, i widać, że opisałem za słabo sytuację. Czas doprecyzować: rzecz ma miejsce na opolszczyźnie, gdzie masa, masa ludzi (z nieco ponad miliona mieszkańców ok 65%) mniej lub bardziej regularnie wyjeżdża do pracy na zachód, w mojej okolicy jest nawet większy odsetek tych ludzi, szczególnie z wiosek. I są to ludzie albo douczani na zachodzie do pracy, albo znający fach dzięki rodzinie, albo ludzie którzy pokończyli bardzo popularne tutaj zawodówki. I oni to wykorzystując pochodzenie niemieckie, jadą na zachód pracować, powodują, że mimo iż w polskich statystykach opolskie wypada bardzo blado, jeżeli nie najbladziej, jeżeli chodzi o bezrobocie, jeżeli chodzi o wytworzony PKB, etc. A jednak są tu pieniądze. Tak czy inaczej, wracając do meritum, owy majster, który ma oficjalnie zarejestrowany zakład usług nie działa na lewo, ba jest to jedna z bardziej uczciwyszych osób jakie znam, i mimo czysto niemieckiego pochodzenia darzy kraj w którym przyszło mu żyć, mimo wszystko, sporą życzliwością. I właśnie wtedy kiedy jest największy popyt na prace dekarskie, latem, najtrudniej jest o pracownika, i nie szedł pod budę z piwem dlatego, że chciał tanich roboli, tylko dlatego że był zdesperowany, bo nie miał kto pomóc. A praca którą im oferował, nie była na dachu, bo od tego był on - majster, i jego wykształcony czeladnik, tylko na ziemi, żeby dociąć drzewo, przynieść pod wyciągarkę dachówkę, etc. Praca była na umowę-zlecenie, więc nie była nielegalna, jak sugerowałeś, ale, oczywiscie, Ty wiesz lepiej. Idąc dalej: ja miałem odpowiednie badania, i zaświadczenie, że mogę wykonywać pracę do jakiejś wysokości, i pracowałem również na umowę zlecenie. Na początku oczywiście nie na dachu, dopiero po ok 2 tyg przyuczania się zacząłem pracę na wysokości. Pracę bardzo ciężką, ale pracę, która mnie wiele nauczyła, i będę sobie ją zawsze chwalił. Pracowałem na dachu, ponieważ ów czeladnik lekko się rozpił, i był problem z nim kiedy przyszedł do pracy "wczorajszy". Nie wiem, przyznaję, do końca jak bylo z ubezpieczeniem mnie, bo zdaje się ze studentami jest jakoś inaczej. co zaś do tzw. "ryciek" czyli szelek zabezpieczających, były ich zawsze 3 komplety, ale zakładaliśmy je tylko w sytuacjach ekstremalnych, w stylu docięcie czegos na kraju dachu, w innych po prostu nie było sensu - praca w nich jest totalnie niewygodna, i zapytaj jakiegoś prawdziwego dekarza, co on o tym myśli, myślę że odpowiedź będzie podobna do mojej.
Idziemy dalej: ta praca dla mnie była dorywcza, ale pewna przez cały okres wakacji, zarabiałem nieźle, w stosunku do tego co oferowali inni, i na pewno nie narzekałem. Co więcej, ja pracowałem dorywczo, ale J. (A. wcześniej odszedł - rozpił się jak pisałem), czeladnik pracował na stałe, co więcej, kiedy tu (w Polsce) kończyła się praca, razem, jechali do rajchu i razem pracowali tam, gdzieś we wnętrzu, zajmując się najczęściej stolarką.
Zamiast mieć zdrowy krytyczny stosuek do otaczającej Was rzeczywistości, wolicie zbesztać najuboższą bezroborną część społeczeństwa. Niewydarzone to zachowanie jest żywcem przesniesione z róznych gazet promującech taki punk widzenia świata. Jeszcze inną grupą zawsze zadowoloną z działań państwa są ludzie zatrudnieni w administracji i innych placówkach państwowych. Ich nie dotyczą wysokie jak sk.syn stawki ZUS i podatki. Oni te stawki i podatki będą tak długo śrubować w górę aż to wszystko pierdyknie, co zapene nastąpi niebawem. Ilu z was pracuje w aministracji państwowej, proszę się przyznać bez bicia.
i poraz kolejny powtórzę, nie mam pretensji do tych, którym przytrafiło się autentyczne nieszczęście, tylko do tych którym się nigdy nie chce, i tak , tym spod budki z piwem też, i nigdy, nigdy im tego nie wybaczę, że wolą przepijać swoje życie na cudzy koszt, niż chwycić się do roboty. A co do administracji: nie pracuję, i mam nadzieję - nigdy nie będę, mam nadzieję pracować w zawodzie, i być z tego zadowolonym, co zresztą powoli czynię.
Jestem już zmęczony pisaniem tu rzeczy oczywistych i mniej oczywistych - jesli dalej chcecie ze mną dysktować proszę nie naświetlać włanych wizji, które są dla mnie już zupełnie jasne, natomiast proszę ustosunkować się do tego co napisałem. Najlepiej cytując i odpowiednio podspodem korygując. Dziękuję.
tak tez zrobiłem, i jak napisałem wyżej (i mam nadzieje uzasadniłem) nie wiele z tego co napisałeś w moim życiu znalazło uzasadnienie.
Aha, może żeby było łatwej dyskutować opiszę Wam kim jestem. Mam wykształcenie średnie zawodowe, jestem z zawodu referentem administracyjno-biurowym, a więc kandydatem na zadowolonego z siebie urzednika państwowego niższego szczebla. Jednak brzydze się kumoterswem i tym że w Polsce jest obecnie 3 x tyle urzedników niż było ich w PRL, włącznie ze szpiegującymi agentami bezpieki.
Niechciałbym bardzo pracować w takiej administracji.
Zawód wykonywany przezemnie to serwisant sprzętu komuterowego. Faktycznie kiedy pracowałem jeszcze w serwisie to lączyłem wiele funkcji w jedną, gdyż moimi obowiązakami było: składanie komputerów (pycyy) i naprawy gwarancyjne i pogwarancyjne sprzętu zamawianego przez sklep komputerowy, instalacje sieci, serwis nie tylko wartwy sprzętowej ale i progamowej, logistyka serwisu, szkolenie personelu, konwojowanie przesyłek, zapełnianie i opróżnianie magazynu (praca stricto fizyczna), dostarczanie towarów, i dziesiątki innych. Wynagrodzenie było nieszczególne, jednak człowiek miał stałą robotę i jako takie persektywy. Jednak "schładzanie gospodarki" autorstwa Balcerowicza spowodowało iż sklep w którym pracowałem wyrabia obecnie 1/40 (albo i mniej) obrótów jakie wyrabiał za czasów kiedy pracowałem. Z personelu 15 osób zostało 4, przyczym tak pracowite i fachowe osoby jak ja stały się kulą u nogi, bo moje oczekiwania zarobkowe stały się zbyt wygórowane. Na moje miejsce przyszli uczniowie z techników elektronicznych (domorośli półfachowcy) pracujący za darmo w ramach "warsztatów szkolnych".
Oczywiście miejsca pracy w tej firmie dla mnie nie ma i nie będzie. Nie będzie jej także w praktycznie żadnej innej firmie o tym profilu gdyż te również pozwalniały swoich pracowników, a "pozatrudniały" "starzytów". No ale to tylko takie moje doświadczenia, Wy macie inne, bardziej pozytywne.
Niestety, ja ostanio bardzo się cieszyłem gdy dostałem "pracę" na budowie jako blacharz. Pracując na wysokości (z lękiem wysokości) zarabiałem 40zł dziennie, przy czym 10zł pochłaniał dojazd. Żyć nie umierać? Nie. Żyć? Nie - umierać!
nie chciałeś administracji - rozumiem, serwis komputerowy - zgadza sie, kumpel po technikum tak samo opisywał swoje wspomnienia z praktyk, choć ja z doświadczenia wiem, że zwykle zakres wiedzy serwisantów jest znikomy, i jeszcze nie zdarzyło mi sie trafić na jakiegoś fachowca. Oj, przepraszam, trafiłem na jednego w pewnej Gliwickiej hurtowni, niestety, poza tym że sporo wiedział, był bardzo opryskliwy, co nie zachęcało do korzystania z tego serwisu.... smutna rzeczywistość.
z tego co widzę, jesteś bardzo sfurstrowany, nie wiem gdzie mieszkasz, i nie wiem jakie są tam realia, w każdym bądź razie, siedzenie, i rozmyślanie żyć czy umierać, mimo że strasznie dramatyczne w przyczynach, do niczego nie prowadzi, jeżeli mogę coś powiedzieć, to zawsze warto się podnieść i zebrać wszystkie siły by iść i szukać dalej. To szczere, choć nie wiem, jak przymiesz moje słowa.
Jest jeszcze jedna zasada. Ale na tę zasadę stać ludzi bogatych (z oczędnościami). Gdy towar który posiadamy (tu: praca rąk) trzyma zbyt słabą cenę, wtedy się go nie pozbywamy czekając aż uzyska cenę korzystniejszą (także po to by dalej nie psuć rynku). Może dlatego panowie z pod sklepu z winem trzymają fason i olewają ciepłym moczem takich "pracodawców" za 6 zł...
fason panów spod budki opisuje inna stara zasada: "pijak pije, pijak ma, pijakowi Pan Bóg da". Nie wiem, skąd mają na picie, bo za pracę sie nie chwytają, za nic na świecie, i zawsze, ale to zawsze, będe im na przeciw, bo wybierają codzienne złożenie broni, zamiast walki o siebie , i dla siebie. To nie komuna, gdzie walczyłeś dla innych za innych... może oni tego nie rozumieją? Nie jest lekko, i nigdzie tego nie twierdziłem, że jest super leciutko, i super różowo, ale trzeba mieć motywację i siłe, a oni jej nie mają. Tyle.
Aha zapomniałem wspomieć że ja również byłem pracodawcą kiedyś. Zatrudniałem espedientkę, bardzo miłą i obrotną panią. Była dobrym pracownikiem poprawiającym sprzedaż w stosunku do tego co ja portatrafiłem wypracować na jej miejscu. Dostawała godziwe wynagrodzenie i wiecie co? Ja na tym nie traciłem, gdyż zadowolony z płacy pracownik pracuje jeszcze lepiej, naprawdę...
moja Mama też ma sklep, w którym też miała kiedyś pracownicę, a musiała ją zwolnić, bo zus/us zabierały tyle pięniędzy, że mimo tego że pani G. była bardzo miła i była bardzo dobrą pracownicą, musiały się pożegnać.Mamie jest ciężej, ale wychodziło na to, że kiedy miała pracownicę, zysk był minimalny. Coś za coś.
(jeśli trafiły się jakieś błedy to przepraszam nie mam już sił na profesjionalną korektę tekstu)
nie ma sprawy, nie o to tu chodzi, więc za błędy chyba nikt nikogo nie będzie winił? i chyba nie ma co jechac po Kaczusiu, który jest dyslektykiem że nie potrafi napisać poprawnie jakiegoś słówka? Mam znajomego, niesamowicie uzdolniony elektronik, który robi masę błędów w tym co pisze, czy to coś zmienia? Może niektórych, po ogólniaku to kłuje w oko, ale jak dla mnie liczy się to co on potrafi zrobić, niż to jak potrafi zapisać jakieś słowa.
Wszystkie moje odpowiedzi, opierają się na moim własnym doświadczeniu, opisałem wyłącznie ludzi których znam, i mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem.