Nasz dawny kolega Benedykt chyba czytał ten wątek, bo wysłał mi ostrzeżenie o tym, czy wiem co grozi za ujawnianie treści poufnych wiadomości w sieci.
Odpowiedz Benedyktowi, że jeśli chce zgrywać prawnika i straszyć cię w ten sposób, niech najpierw się douczy. W świadomości ludzi panuje dziwne przekonanie, że publikowanie treści cudzego listu jest przestępstwem. To mit, który został już wielokrotnie obalony na łamach prasy prawniczej i popularnej.
Prawnie chroniona jest tylko ochrona tajemnicy korespondencji, czyli sytuacja, w której leży sobie zaklejona koperta, która nie jest zaadresowana do mnie i jeśli ja ją otworzę i przeczytam co jest w środku, łamię prawo. Lecz w momencie gdy ktoś przysyła list do mnie, gdy ja jestem jego adresatem, mam prawo go udostępnić innym. Będzie to co najwyżej naganne etycznie, gdy zdradzę czyjeś intymne sekrety. Te dwie sprawy są przez ludzi mylone, wiedzą, że dzwoni w którymś kościele, ale nie wiedzą w którym.
Żeby za wiele nie przekonywać, kilka cytatów z artykułów prawniczych:
"List należy przede wszystkim do adresata, a także w naturalny sposób do nadawcy. Obaj mogą ujawnić jego treść, choć w wypadku adresata istnieją przeciwwskazania moralne (np. list zawiera intymne zwierzenia nadawcy)."
Inny artykuł:
"Dysponentem korespondencji jest co do zasady jej odbiorca i to jemu przysługuje uprawnienie do decydowania o jej rozpowszechnieniu. Wynika to bezpośrednio z art. 82 pr.aut."
Co więcej, gdy adresat umrze, rozpowszechniać treść listu może także jego rodzina (spadkobiercy): "po śmierci osoby, do której korespondencja jest skierowana, zezwolenia na rozpowszechnienie jej treści może udzielić małżonek bądź dzieci, chyba że tenże adresat przed śmiercią wyraził inną wolę (domyślnie: zakazał publikacji)."
Podobnych artykułów można znaleźć w sieci setki, wystarczy skorzystać z google.
To czym straszy cię Benedykt to mit, powtarzany przez mitomanów. Ktoś kto pisze do ciebie list bądź maila musi liczyć się z tym, że to co ci przekazuje traci "prywatność" i może zostać dalej upublicznione.