Noż kurna jego mać...
Hasałem sobie radośnie po zawartości dysku jednej z moich kilku Amig i nagle monitor Philips, bodajże 8833-II (na szczęście jeden z dwóch jakie mam), postanowił popełnić harakiri. Coś tam się chlusnęło, coś tam się zapadło, zrobiło "pyk", piardło bez żenady, po czym ekran zgasł, a z czeluści wyświetlacza zaczął dobiegać grobowy głos: "Przybyłem, aby was zapier..."..., Sory nie ta bajka..., ...z czeluści monitora zaczęło dobiegać dość wysokie buczenie. Czym prędzej odłączyłem ten stary kufer od szamadła.
To raczej standardowa awaria. Nie jest to pierwszy monitor, który tak się na moich oczach załatwił, z tym że wczesniej, w przypadku pecetowych monitów, ani mi zależało na naprawie, ani na wiedzy co się właściwie stało, teraz sobię pluje w pysk, bo ten akurat egzemplarz, co zrozumiałe w naszym sympatycznym towarzystwie, ma dla mnie wartość tak użytkową, jak i kolekcjonersko-sentymentalną. I zanim będę się z nim wlókł przez całe miasto do magików od rtv, chciałbym zapytać, co mogło się spierniczyć i czy do uratowania to jest. Jak mówię, awaria standardowa i pewnie nie jeden z Was z czymś takim się zetknął.
Ostatnia modyfikacja: 25.12.2009 02:01:04
Ostatnia modyfikacja: 25.12.2009 02:01:42