wróciłem se właśnie z tzw. placówki Poczty Polskiej. Bo oto z samego rana nawiedził mnie dzwonek do domofonu, a że miałem na sobie same majciochy, to nie bardzo byłem gotów na kontakt z kimkolwiek poza ładną panią.

Z kolei prawdopodobieństwo, że porannym intruzem jest ładna pani chętna do nawiązania bliższej znajomości, było znikome, toteż olałem go.
a później niespodzianka - okazało się, że intruzem był listonosz i zostawił awizo... Zerknąwszy do skrzynki, dojrzałem na awizie numerek rozpoczynający się od UQ, a kończący na GB. I tu z jednej strony poprawił mi się humor, bo oto po długich tygodniach dotarła wreszcie zamówiona na ebayu karta

- a z drugiej obawiałem się, że po wyjęciu awiza zaraz pod tym numerkiem dojrzę przekreślone "w dniu dzisiejszym". Czyli najbardziej wku$wiający element podróży przesyłki do adresata. Niby jest na miejscu, ale nie dostaniesz, bo tak.
szczęśliwie owego napisu nie dostrzegłem, za to na jego miejscu była informacja, że przesyłkę można odebrać "w terminie 14 dni". No to git majonez - domyśliłem się jednak, że to "w terminie 14 dni" należy liczyć bardziej od godzin wieczornych niż od chwili wyjęcia awiza... I tak wreszcie na sam koniec dnia, na pół godziny przed zamknięciem placówki, wybrałem się z odwiedzinami, z awizem w ręku i z uśmiechem na twarzy. Siedzę sobie i czekam, w środku standardowo nap*erdalają kaloryfery, bo na dworze niespodziewanie zrobiło się mniej niż 25 stopni. Przede mną jakieś 9 numerków, jedno stanowisko czynne, a pani standardowo nie śpieszy się z obsługą, bo ma ważniejsze rzeczy. No ale sobie siedzę cierpliwie i czekam - prędzej czy później wrócę z tej poczty ze swoją paczuszką, nie mają wyjścia, he he... Plus taki, że wśród czekających naliczyłem co najmniej dwie ładne panie, a do tego pani pocztowa też taka niczego sobie. W międzyczasie mimochodem wpadło mi w ucho, jak inna pani pocztowa, od spraw przelewowo-bankowych, zachęca na koniec klientkę do skorzystania z bogatej oferty pocztowego bazarku. Coś jak kasjerka w Żabce.
wreszcie po pół godziny takiego siedzenia nadeszła moja kolej. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Podchodzę do okienka: "Dobry" - podaję awizo i czekam. Rób, co do ciebie należy, niewiasto. Dałem ładnej pani wgląd do dowodu - i tu rozpoczyna się drugi "ulubiony" etap odbioru przesyłki. Stoisz i stoisz, a pani siedzi i siedzi, klika i klika, zagląda tu i tam, szukając nie wiadomo czego... W końcu zapytała, jaka ulica. Taka a taka. Ok. Dalej siedzi, klika - tu spojrzy, tam zajrzy - po kolejnych paru minutach pyta, czy to paczka. Mówię, że no - niewielka paczuszka. W końcu orzekła: "Nie ma" ("...i co pan nam zrobi?"). Na koniec poszła jeszcze do bardziej doświadczonej koleżanki z działu obok, z prośbą o wsparcie. Tamta przejęła zadanie, a tymczasem ładna pani, by nie blokować kolejki, zabrała się za kolejnego klienta. Z resztkami nadziei stałem tam jeszcze, czekając, aż pani od przelewów odkryje, że przesyłka jednak jest, zawieruszyła się, o tutaj... Jak każdy się domyśla - nic z tych rzeczy. :) Pani rzuciła tylko jakieś wytłumaczenie, że listonosz ma przydzielony rejon, bla bla bla, coś tam coś tam, i że paczka będzie jutro.
wnioski: koordynacja zadań na poczcie polskiej godna jest podziwu. Nie wiem, jak to wygląda od kuchni - może jest na sali jakiś poczciarz i wytłumaczy prostemu człowiekowi - lecz pojąć nie potrafię, jak to jest, że odbiorca przychodzi z awizem zawierającym unikalny identyfikator przesyłki, a pani za szybką przez dziesięć minut nie może ogarnąć, czy taką przesyłkę w ogóle do wydania mają, czy nie...
na pocieszenie w drodze powrotnej nabyłem sobie bananków

(lub jak to mówi pani z osiedlowego sklepiku - bananiczków).
Ostatnia aktualizacja: 07.08.2023 21:58:39 przez snajper