Wywiad interesujący, jak chyba wszystkie przeprowadzone przez Benedykta. Niemniej ostatni akapit, mówiący o zmianie pokoleniowej, wywołał we mnie bardzo mieszane uczucia i chciałbym go skomentować.
Przy całym szacunku dla ACC i ludzi, którzy tworzyli wówczas amigowy świat w Polsce, ich wpływ na to, co obecnie w naszym kraju dzieje się na amigowym poletku, jest zwyczajnie żaden. Przyczyna tego jest prozaiczna - zdecydowana większość tamtych ludzi od Amigi zwyczajnie odeszła, przykładem jest sam pan Hyla. Nikt nie oczekiwał od niego rzecz jasna, że będzie kontynuował biznes związany z Amigą, ale hobbystycznie mógł przecież w tym kręgu pozostać. ACC jest amigową historią, natomiast ludzie skupieni wokół PPA zajmują się amigową (tak wiem, Pegasos to nie Amiga

) teraźniejszością. Ja wszedłem w Amigowy świat w 1992 roku (a więc też nie jestem nowicjuszem), ale z ACC już się nie zetnknąłem, skąd mam więc pamiętać ludzi, którzy go tworzyli? Owszem, nazwiska Marka Pampucha, czy Tomasza Kokoszczyńskiego nie są mi obce, ale to z racji Magazynu Amiga i Amigowca.
Mam takie dziwne wrażenie, że między wierszami pan Hyla troszeczkę zazdrości tego, że jak to, on i inni wielcy odeszli, a mimo tego, ten amigowy świat (fakt, że skurczony do kilkuset osób) radzi sobie bez nich. Ale przecież to nie było tak, że zostali odrzuceni, sami podjęli decyzję o zerwaniu kontaktów.
Co do "dziwnych" wymagań stawianych programom w recenzjach. Te recenzje panie Marku nie są pisane dla użytkowników Amigi z 1988 roku. One są pisane dla użytkowników współczesnych. A dla nich niemożność zainstalowania programu na twardym dysku
jest wadą, podobnie jak wadą może być brak zapisu do formatu MP3 w DigiBoosterze. Nikt nie oskarża o te braki autorów, po prostu stwierdzane są fakty.
Podobnie z ekskluzywnością sprzętu. Co to w 2007 roku ma za znaczenie, że dwadzieścia dwa lata temu był to ekskluzywny sprzęt? Teraz jest również ekskluzywny, chociaż w innym nieco znaczeniu. Jeżeli więc ktoś tu się bawi w archeologa, to raczej nie obecni amigowcy, a sam pan Hyla. Trudno się więc dziwić finałowej konkluzji. Nazwanie "zabawnym" czegoś, czego się nie rozumie (i nie ma się za bardzo chęci, żeby zrozumieć...) to jakże typowa reakcja. Ja mógłbym również napisać, że akapit o dyskietkach i przechowywaniu ich w torebkach jest "zabawny". Tyle, że ja wysiliłem nieco wyobraźnię i to rozumiem.