Praca dla idei... no cóż tak Mike jak i wielu innych którzy mówią wzniosłe rzeczy, czy chce czy nie chce zawsze musi kalkulować. Ciągle gdy wysłucha się jednej czy drugiej strony, odnosi się wrażenie, że wszyscy chcą dobrze dla tej naszej Amigi, ale ciągle gdy przychodzi co do czego, to mamy problem, spór i stagnację.
To dorośli ludzie, mający rodziny, a najgorszy w tym wszystkim jest uciekający czas. Czas który przeminął i nie da się go nadrobić, oraz czas który mija, a jak widać, mimo krzepiących słów o wychodzeniu na prostą, droga wciąż wyboista, gdzie pojawią się pewnie kolejne problemy, które będą potrzebowały znowu... czasu. I to wszystko przy optymistycznym założeniu, że nie wygenerują kolejnych i kolejnych problemów, czy też nie będzie miało miejsca zwykłe zderzenie z obecną rzeczywistością skrajnie skomercjalizowanego rynku i jego całej brutalności i tandetnego nadęcia.
Praca dla idei... Mike powiedział, że ma z czego żyć, ale oprócz wspomnianego czasu który ucieka (ludzie chorują, umierają, mają bagaż innych spraw na głowie) jest właśnie kwestia ekonomiczna. Nie ma co poświęcać czasu na truizmy, ale wszyscy wiemy, że w życiu mężczyzn rządzi żądza pieniądza, władzy, żądza posiadania konkretnej kobiety o którą się rywalizuje, oraz... AMBICJA.
W przypadku Amigi, kwestia Parysa i Troi, raczej nie jest problemem... chyba że uznamy Amigę za Helenę

jednakże jeżeli Mike stwierdził, że pracuje dla idei, to największe zagrożenia jak sądzę występują i występować będą w sferze męskiej AMBICJI. Sądzę, że to generowało, generuje i generować będzie ciągle nowe konflikty i spory, zaraz po sporach o pieniądze.
Gdy być może jakimś cudem znowu pojawią się większe pieniądze, pojawią się też kolejni prawnicy i "dobrzy doradcy" szarpiący struny ambicji, by wygenerować dla siebie jakieś pieniądze.
Przerabialiśmy już te schematy wielokrotnie. Tak na obcym podwórku (spory ambicjonalne o przyszłość Natami), jak i lokalnie (kwestia reaktywacji Secret Service).
Nie siedzę w tej całej historii tak głęboko jak bardziej ambitni Amigowcy, ale obserwując od lat to wszystko z boku, jako 45-letni, sprowadzony wielokrotnie na ziemię realista, niestety nie wróżę tej historii sukcesu o jakim wciąż gdzieś w sercu marzymy. Gdzieś w środku, gdzie rozum walczy z naiwnością i mało realnymi marzeniami.
Jak wspomniałem, jestem realistą, ale ten realizm zabrzmi pesymistycznie, bo wszystko skończy się zapewne śmiercią zwykłych, szarych Amigowców, sympatyków Amigi, czy tych skonfliktowanych ambicjonalnie ideowców, którzy próbują ambicjonalnie pchać ten wrak i te zwłoki do przodu, niczym człowiek który nie może pogodzić się ze śmiercią dziecka czy ukochanej.
A jeżeli będzie jakiś pozytywny aspekt tej historii, to może właśnie taki, że Amiga i wszystko co z nią związane, zamknie swój rozdział uporządkowaniem spraw od strony prawnej. Po prostu wreszcie odejdzie w spokoju ze swoim zasłużonym rozdziałem w historii elektroniki i komputerów.