Witajcie Amigowcy. Tym razem chciałbym wam przedstawić całkiem fajnie rozwiniętą historię głównego bohatera gry Shadow of the Beast której autorem jest jeden z fanów serii. Człowiek o nicku MadRabbit999 na Deviant Arcie zamieszkały w Wielkiej Brytani. Historia została przetłumaczona przez mojego znajomego. Zainteresowanych zapraszam do lekturki :))
Rozdział 1
Narodziny Bestii
Mroczne chmury rozprzestrzeniające się ze wschodu, pokrywały teraz większość horyzontu i tylko kilka promieni słońca mogło przedrzeć się przez te gęste czarne chmury, ogrzewając ziemię, na której kilka zielonych ździebeł trawy leżało spokojnie jakby całe powietrze zostało skradzione wraz z nadejściem burzy (lub sztormu do wyboru :) ).
Dziecko, spało w swoim miękkim łóżku zrobionym z siana, Aarbron, wraz ze swoją rodziną, w małym, samotnym wiejskim domu, zrobionym z ciemnych, szorstkich kamieni i stęchłego drewna, śniąc o zielonych krainach, daleko stąd, z bezchmurnym błękitnym niebem oraz o bieganiu po lesie bez strachu przed cieniami czy złem.
Młody Aarbron coś tam wiedział o swojej wiosce, że niegdyś piękny, kwiecisty, nienaruszony zielony raj teraz jest pod władaniem lorda Bestii - Maletoth'a, którego miłość do maszyn i zamieniania ludzi w paskudne bestie, zrujnowała te dawniej kruche, bogate, urodzajne ziemie, zamieniając je w siedzibę strachu, stworzoną w jego własnym marzeniu o "perfekcji".
Gwałtowny i głośny świszczący dźwięk, dochodzący z wysokich klifów niedaleko, był krótko poprzedzany hukiem, nienaturalnego, w kolorze ciemnej fuksji pioruna, oświetlającego niebo, prawie jakby za dnia, bardzo krótko, jednak wystarczająco by spostrzec źródło świszczącego dźwięku; przerażający, gargantuiczny kształt, latającej jaszczurko podobnej bestii, z ciemną obsydianową skórą, długą strzępiastą szyją, sięgającą aż do korony rogów wyrastających z czaszki w kształcie strzały, niczym koniec jego niekończącego się ostrego ogona, zbliżającego się z niesamowitą prędkością do domu młodego Aarbron'a, uderzającego o ciemne, bezpióre skrzydła. Z każdym uderzeniem pioruna rozświetlając jego olbrzymi cień nad krainą.
To był on - Lord Bestii we własnej osobie w jednym ze swych niezliczonych kształtów.
To stało się tak szybko, że młody Aarbron ledwie otworzył oczy by ujrzeć siebie trzymanego w szponach ogromnej bestii, setki metrów nad ziemią, wyciągniętego siłą z domu niczym ryba wyszarpana z wody, przez drapieżnego ptaka.
Dach domu leżał teraz w ruinach, gdy ojciec i matka, mając jego małą siostrzyczkę płaczącą głośno w kołysce krzyczeli ile sił w płucach za nim, tak długo, aż brakowało im tchu.
Zaczął padać deszcz na zdesperowane twarze rodziców Aarbron'a, wciąż patrzące w wielką dziurę pozostawioną przez bestię, jakby szukając jakichś znaków od ich ukochanego syna. Padając na kolana, jego matka pozwoliła płynąć strumieniom łez, płacząc niczym śmiertelnie ugodzona, chwilowo pocieszana przez męża, klęczącego przy niej, ściskającego ją, z trudem powstrzymującego własne łzy.
Lata mijały, i tak człowieczeństwo Aarbron'a, zmieniało go, z każdym kolejnym dniem w jedną z bestii Malototh'a, i to nie tylko z wyglądu, lecz również jego umysł został obdarty z wszystkich wspomnień i marzeń, tylko po to by zastąpić je okrucieństwem, złośliwością i koszmarami, dopóki Aarbron, nie stanie się najbardziej przerażającą bestią spośród bestii swego pana, nie z wyglądu lecz w swojej bezlitosności i brutalnych zabójstwach, odznaczający się tylko wielką odpornością i złośliwością w walce.
Byłby teraz w wieku w którym każdy młody człowiek powinien być, gdyby nie to że został zmieniony w tą kreaturę rodem z koszmarów; jego skóra zmieniła się w najjaśniejszy nasycony ametystem kolor, prawie szary, kości wystarczająco ostre by przebić twardą skórę jego ciała, prawie jakby jego szkielet próbował uciec z wewnątrz ciała. Ani śladu włosów na jego ciele czy głowie, lecz tylko dwa wielkie rogi z tyłu czaszki, zakręcone do dołu, koloru takiego jak skóra, z dwoma krwisto-czerwonymi skrawkami wokół nich niczym napięte mięśnie, jak gdyby okna zostały wmontowane w jego ciało.
Jego twarz miała długi smukły pysk, z dwoma wielkimi nozdrzami blisko jego oczodołów, łączące się ze ścieżką cienkiej jamy ustnej, tak długą, że jego kość nosowa zaczyna się tam gdzie spodziewałbyś się nosa w przypadku zwierzęcia. Z przodu górnej szczęki, wychodzącej z kościstych wypukłości zaczynających się tuż pod kośćmi policzkowymi i ciągnącymi się nad linią zębów, znajdują się dwa długie kły, trzy razy większe od pozostałych, spiczaste niczym szpony, tak jak para równoległych do nich, na dole szczęki, których jedynym zastosowaniem nie jest jedzenie lecz zadawanie ogromnego bólu ofiarom podczas wgryzania się w ich gardła, w pierwszej kolejności przebijając tchawice i dusząc ich zanim będą mogli jakkolwiek zareagować.
Jego oczy - zastąpione przez wielkie oczodoły, były zaciemnione przez najbardziej nienaturalny cień, jakby skóra próbowała uwięzić światło by je podświetlić, wyglądałyby jak dwie bezdenne dziury wyryte w jego głowie, gdyby nie nikłe, czerwone światło, świecące ze środka każdego ponurego oczodołu, niczym dwie samotne gwiazdy przepojone krwią, przeciwko najbardziej pustemu i mrocznemu niebu. Jego obnażone ciało było pokryte tylko w okolicach miednicy, przez podarty niebieski materiał, trzymał się na jego biodrach, złączony razem, ten sam materiał, w którym został porwany gdy był jeszcze niemowlęciem. Ostatnimi czasy jego zwietrzała skóra była pokryta bliznami i siniakami od stóp aż po szyję, nabytymi podczas jego ciężkiego życia, były to kary zadane przez jego mistrza za niewykonywanie rozkazów, co nie miało miejsca już od wielu lat.
Wszystkie wioski pod wodzą Lorda Maleloth'a wyglądały z zewnątrz mniej więcej jak każda wioska;
Kamienne domy, studnie, farmy i młyny, gdyby nie obecni mieszkańcy - ludzie byli ty rzadkością, większość towarzystwa była potworną mutacją wszelkiego rodzaju i koloru, od ramion smukłych i długich niczym gałęzie, do takich którzy musieli się czołgać na własnych wnętrznościach, ukształtowani niczym wijące się robaki w celu poruszania się, jedni ogromni, inni bardzo mali. Niektórzy zostali "błogosławieni" osobiście przez Maleloth'a, który zastąpił ich kończyny mechanicznymi częściami takimi jak; silne, metalowe szczęki czy ramiona zrobione z zębatek i stali. W rzeczy samej był on miły i boski dla tego co stworzył niczym życzliwy Bóg dla nowonarodzonych żyjących kreatur, całkowicie zdolnych do samodzielnego życia, lub przynajmniej wierzył, że to udało mu się osiągnąć.
Maletoth był szanowany głównie przez tych zmutowanych, lub jak sam wolał ich nazywać "Wyewoluowani" . Nikt nigdy nie próbował się zbuntować czy postawić swojemu stwórcy, gdyż nie zostało w nich nic z ludzkiej woli walki, ponadto nie widzieli żadnego powodu by walczyć, pozostawali wolni, tak by czynić to co chcą, bez jakiegokolwiek przestrzegania zasad, nawet niektórzy ludzie wyglądali na usatysfakcjonowanych, lub bardziej "zaakceptowali" swoje życia. Nawet jeśli chcieliby się zbuntować, nie zrobiliby nic takiego jak broń, gdyż było to zakazane przez pierwsze i jedyne prawo Lorda Maletoth'a, i wszyscy zostaliby ukarani śmiercią gdyby ich przyłapano na tworzeniu z metalu, chyba że pod kontrolą i z rozkazu Maletoth'a, do momentu gdy prymitywne plemiona uzbrojone w dzidy i kamienie, zamieszkujące dzikie rejony otaczających ziem, stawały się coraz większym zagrożeniem dla bardziej cywilizowanych ludzi.
Bractwo stworzone przez mężczyzn, kobiety i zaledwie kilka bestii które, zbuntowały się przeciwko własnemu stylowi życia, zostało zrodzone z desperacji, sekretnie spotykając się w podziemiach, cieniach, tworząc broń, głównie z drewna i metalowych resztek oraz konspirując przeciwko Lordowi Bestii. Wielu członków bractwa zostawało zgładzonych, tak więc liczba jego członków powoli się kurczyła, lecz ciągle się nie poddawali, cały czas walczyli by uwolnić się ze szponów Maletoth'a, chcieli żyć z dala od ciemności i strachu.
Pewnego poranka jakich wiele, dwóch mężczyzn i bestia zostali skazani na śmierć przez ścięcie głowy, oskarżeni o bycie członkami bractwa, taki rodzaj oskarżenia nigdy nie wymagał mocnych dowodów, prawdę mówiąc oskarżenie było wszystkim czego potrzeba by uznać ich winnymi, szczególnie jeśli oskarżony był człowiekiem, i tak jak wszystkim skazanym przez to oskarżenie, Maletoth ukazywał się świadkom i przyszłościowo zastraszał, możliwych członków, ukrytych wśród tłumu, obserwujących ostatnie chwile życia swych współtowarzyszy.
"Moje dzieci!" Maletoth rzekł do tłumu, stojąc pewnie, prawie dwukrotnie większy od człowieka, swym głębokim i zniekształconym głosem zdolnym niemal do zadawania bólu przez usłyszenie go, "Dziś jest smutny dzień, znowu zostałem zdradzony przez tych, których kocham najbardziej, i to co musi być zrobione smuci moje serce!". Tłum wiwatował gdy ich mistrz przemawiał; Aarbron stał jak zawsze po prawej stronie swego mrocznego i górującego mistrza, rozglądając się dociekliwie bez słowa, jego oczy były złapane na krótko przez drugiego człowieka przykutego na stojąco do drewnianych słupów, nie rozumiejąc czemu, jednak jego uwaga została odciągnięta przez mistrza gdy ten kontynuował przemowę " Jako rodzina stoimy zjednoczeni, dajemy, dzielimy i otrzymujemy. Ja daję wam siłę, wolność by żyć po swojemu, usprawniłem wasze wadliwe ciała byśmy mogli wszyscy żyć w naszym idealnym świecie bez konfliktów czy wojen, nie wymagałem niczego w zamian za moją dobroć, i tak mi się odpłacacie? Zdradą!", i tłum zaczął krzyczeć zaraz po tym "Zdrada!" w kółko i w kółko, dopóki głośny głos pierwszego przykutego, przerwał swoją ciszę krzycząc "Wolnośc?! By kraść nasze dzieci! By bezcześcić nasze ziemie i ciała! By kazać nam żyć w terrorze i strachu! Nie masz pojęcia co znaczy wolność! Jesteś złym pokręconym potworem! Tak jak wszyscy których zmieniłeś! Obyś cierpiał tysiąc razy mocniej niż ci którym kazałeś cier.. - życie tego człowieka dobiegło końca nim zdążył dokończyć tą kwestię, gdy Maletoth odciął mu głowę, ostrą, długą i mroczną macką, biczującą szybko z wewnątrz jego mrocznego znoszonego ubrania wprost na kark denata. "Obrażajcie mnie jeśli chcecie lecz nie moje dzieci" Maletoth dodał nim spadająca głowa zdążyła dotknąć ziemi. Bestia będąca za pierwszym skazańcem, wydała bolesny krzyk cierpienia gdy rzekła "Ojcze!". Maletoth skinął głową spod swego mrocznego kaptura w kierunku Aarbrona, po czym podał mu obsydianowe, szeroko wyglądające ostrze, niemal tak duże jak on sam, skryte pod mrokami szaty jego pana.
Aarbron, chwycił miecz w swoje dłonie z łatwością, miecz który wydawał sie niemożliwym do podniesienia, po czym podszedł bliżej do skutej bestii, gotowy by uderzyć w jego kark wznosząc ostrze wysoko ponad własną głowę, czekając na rozkaz swego pana, "Jak widzicie" - Maletoth zaczął przemowę - "Nie jestem niesprawiedliwy, gdy ziarno oszustwa leży nie tylko w ludziach ale także w naszych błogosławionych braciach, wszyscy zasługują i otrzymają równomierną karę, jak i każde z moich dzieci, które dopuści się zdrady mej miłości". Po czym Maletoth skinął głową jeszcze raz do Aarbrona, który w odpowiedzi, zamachnął się ostrzem, mocno i szybko w egzoszkieletowy kark bestii, z głośnym gruchoczącym dźwiękiem, pozwalając by głowa stoczyła się na ziemię, z oczami wpatrzonym ciągle gniewnie w Maletoth'a, wkrótce za nią podążyło ciało spadające na bok z wylewającą się krwią z jego płaskiej nasady szyi.
Ciąg dalszy nastąpi....