Z tą duszą, cukierkowatością i miodnością, to różnie bywa. Wszystko zależne od punktu widzenia/punktu odniesienia. Dla starych dziadów, takich jak ja - lat 46 - praktycznie wszystkie produkcje na małe Atari, C64 i Amigę mają tę "duszę".
Bo to był czas zachwytu nad praktycznie każdą nową grą. Bo to raz za razem było coś nowego. "Darkmere", "Ishar", "Dune", "Swiv", "The Settlers", "Chaos Engine", "Flashback" i "Another World" (się po nogach sikało - że łaaaaaaa! jakaż płynność animacji)! Albo "Lotus III" czy wcześniejszy "Vroom" - ten pęd, ten realizm pokonywania wiraży wbijał w fotel
Mimo uśmiechu - nie żartuję, nie nabijam się. Dziś te gry są dla nas, fanów retro grania, fanów Amigi, swoistym wehikułem czasu. Przenoszą nas ileś tam lat wstecz, kiedy wszystko było nowe, podniecające, świeże. I rzecz dotyczy nie tylko Ami czy C64, czy którejś z Atarynek. Stare gry na PC też mają tę "duszę", prawda? Bo też było to odkrywanie jakichś nowych światów, nowych możliwości komputera. Do końca życia będę pamiętał np. Neverhood - bo ten plastelinowy świat był czymś ożywczym, odkrywczym. Będę pamiętał "Little Big Adventure" - cudny zoom dźwiękowy zauroczył, "MDK" - efekt snajperskiej lunety wywoływał ekstazę;) Długo by wymieniać. Akceleratory 3D Voodoo też "urywały głowę". Jak sobie wstawiłem Voodoo i wgrałem łatkę do "Outlaws", to mi się w palniku kręciło od tej płynności i "realizmu". A ktoś pamięta "The City of Lost Children” na bazie rewelacyjnego, psychodelicznego filmu? - grywalność taka sobie, ale klimat unikalny po dziś dzień.
Teraz zaś... Teraz coraz mniej rzeczy cieszy. Co nie kupisz, co nie zainstalujesz - nihil novi sub sole. Ot, płynniej śmiga, ot grafika bardziej realistyczna. I tyle. Idziemy i strzelamy, strzelamy i idziemy.
Pewnie nasze dzieci i wnuki będą mówiły, że "współczesne gry są do doopy - takie Call of Duty, czy Medal of Honor albo Call of Juarez miały duszę".
Próbowałem wkręcić się w Skyrim i mi się nie udało. Tak, pięknie jest, kolorowo. I się idzie, idzie, idzie, idzie... Jak długo można tak łazić? Nogi mnie rozbolały już w Lord of the Rings.
Zatem - bardzo to wszystko względne.
Pozdrawiam pogodnie
Des
Ps. Zapewne jestem subiektywny, jako że nie jestem namiętnym graczem. Lubię "ślamazarne" strategie - ostatnio relaksuję się przy Beasts & Bumpkins na zabytkowym PC z Pentium 120. Hoduję kury, doję krowy i tak dalej

No i Minecraft - od tego świata trudno mnie oderwać.