• Moja Amigowatość

07.01.2018 19:57, autor artykułu: Grogon/Ind.
odsłon: 1446, powiększ obrazki, wersja do wydruku,

Niniejszy tekst stanowi stanowi ogólną, osobistą refleksję na temat tzw. amigowania. Dwa pierwsze fragmenty mają nadać pewien kontekst mojemu punktowi widzenia, a zasadnicze wnioski zamieszczone są pod trzecim śródtytułem.

Amiga 600

To było około 1992/1993 roku. Recenzje prasowe nie zagrzewały przesadnie do zakupu wypowiadając się o tym komputerze w tonie umiarkowanie pso-do-jeżowym. Commodore jeszcze nie zaliczyło zgonu i trudno było przewidzieć jakie asy trzyma w zanadrzu. Mogło się przecież okazać, że zaraz zakasuje stary rynek nowym modelem z kośćmi AAA albo czymś innym i wszyscy porzucą komputerki z układami OCS/ECS. Jak się po pewnym czasie wyjaśniło te stare układy graficzne faktycznie odeszły na zasłużoną emeryturkę, ale amigowcy musieli zadowolić się tylko tym, co oferowała AGA, ewentualnie karty graficzne. Zakup A600 był więc nieco ryzykowny przyszłościowo, niemniej baza oprogramowania dla Amigi 500 była na tyle duża, że nawet częściowa niekompatybilność z Amigą 600 nie doskwierała tak bardzo. Miałem model z zamontowanym przełącznikiem Kickstartów 1.3/2.0, który poprawiał zgodność ze starszymi programami i nie narzekałem. Koniec końców wybór okazał się dobry. Początkowo ta moja mała Amiga przez większość czasu działała sobie w trybie Kickstartu 1.3, bo wiadomo - gry. Tych nie brakowało. Ba, w tym czasie wychodziły najfajniejsze, najbardziej dopracowane tytuły na Amigę, więc jako dzieciak z podstawówki wiele więcej nie potrzebowałem. Kontaktu z demosceną jeszcze nie miałem i na Heroda byłem za młody, ale prasa komputerowa otwierała oczy na ambitniejsze zastosowania komputerów niż tylko granie. A właściwie to przypominała, bo nieśmiałe próby wychodzenia z lamerstwa podejmowałem też i na C64. Jak każdy. Amiga jednak potrafiła skusić i zająć uwagę konsumpcją rozrywki. Dopiero z czasem zacząłem korzystać na zaletach Kickstartu 2.0 przy programach użytkowych, innych niż X-Copy. Ten ROM zaprocentował również możliwością doposażenia Amigi 600 w dysk twardy. Musiał być wprawdzie wymieniony na na minimalnie nowszy, ale operacja była banalna i nie wymagała nawet śrubokręta - wystarczyło zamienić się z kimś na Amigi. Nastąpiło to w momencie, gdy moim ulubionym programem na Amidze stał się już Protracker. W końcu mogłem przekitrać na dysk marki Samsung, o pojemności 250 MB, chomikowane po dyskietkach moduły i sample. Przestrzeń niby kolosalna, ale zapchanie go nie było najmniejszym problemem. Pamiętam, że jakieś 100 MB z tego stanowiły moduły i to tylko te, które przeszły skrupulatny przesiew pod kątem jakości, więc nie wolno było żadnego skasować. Wszystkie skompresowane algorytmem z biblioteki XPK/SQSH, który bardzo skutecznie zmniejszał ośmiobitowe sampelki, a dekompresja była szybka i lekka dla pamięci. Do dziś ubolewam nad utratą tej kolekcji w wyniku pociągowej kradzieży dysku w drodze na party. Z punktu widzenia protrackerowego dziubacza Amiga 600 sprawowała się więc bardzo dobrze. Kilkakrotnie skorzystałem też z jej zalety jaką była przenośność. Nawet góry odwiedziła. Można było się więc przy niej nieźle zakonserwować i przetrwać upadek niejednej cywilizacji albo wojnę atomową. Ale w końcu przyszedł czas na zmiany także dla mnie. Bo dema w domu też trzeba na czymś oglądać, a nie tylko na party albo po gdzieś po giełdach.

Amiga 1200

To już był dla mnie okres silnego wiru demoscenowego. I w zasadzie główny powód dla którego w 1996 albo 1997 roku Amiga 1200 zastąpiła Amigę 600, a nie np. PC czy Mac. Nie pamiętam dokładnie roku, bo dla mnie to przejście było płynne. Ot, przegrałem system na drugą partycję, podmieniłem jakieś biblioteki, sprawdziłem, że działa i już. Aha, zmieniłem nazwę partycji systemowej z "Workbench4.0" na "Workbench5.0". Albo jakoś tak. Oprócz dem przydawało się szybsze wypakowywanie DMS-ów i archiwów LhA lub Diavolo. Przerób i wymiana danych były coraz większe. Gry mnie nie interesowały, ale "SlamTiltem" nie wzgardziłem. DOS i Windows 95 raczej rozbawiały niż zachęcały do skorzystania. Porzucenie Workbencha na ich rzecz wydawało się wtedy jak przesiadka z auta do furmanki. Ale demoscena PC zaczynała wyprowadzać coraz celniejsze ciosy swoimi produkcjami. Jeśli chodzi o programy muzyczne kusił FastTracker II. Jednak bracia Piasta z Wrocławia ratowali sytuację stopniowo rozwijając DigiBoostera. W wersji "PRO" dawał znośną alternatywę dla trackerów PC, choć rewelacją już nie był. W tym czasie do domów powoli wkradał się też Internet. Upowszechniały się modemy, w czym Amiga dotrzymywała kroku postępowi. U mnie ciągle rzęziła Paula, ale pojawiały się stopniowo inne komponenty, których wyliczanie sobie podaruję. Rozbudowę Amigi zakończyłem na zestawie Blizzard MC68060/60 MHz z kartą graficzną EGS Spectrum podłączoną poprzez slot Zorro II i na kontrolerze dysku FastATA. Fantazyjna to była konstrukcja, w chwiejnej plastikowej obudowie, a jej zmontowanie wymagało użycia szlifierki. W czasach internetu łupanego Amiga śmigała u mnie żwawo z modemem 33.6K. Oczywiście ekonomicznie nie miało to już żadnego uzasadnienia, ale zabawa w scenę, siła przyzwyczajenia i komfort użytkowania ciągle dawał mi frajdę. No i kto by chciał zamienić dema na "divixy", a modułki na mp3? Jakieś zachcianki burżuazyjnego świata. Niech żyje podziemie! No dobra, mp3 się słuchało i poenkodować też można było trochę.

Istniała ścieżka rozbudowy Amigi o całkiem szybkie procesory PPC, ale dla mnie ona nie była już czysto teoretyczna. W znikomym stopniu z racji ceny, a głównie dlatego, że żadne interesujące mnie oprogramowanie na ten sprzęt nie powstało. Dem jak na lekarstwo. Użyteczność czegoś takiego z mojego punktu widzenia była zerowa. Dojechałem więc na najszybszej Motorolce do końca wieku, a nawet go susem przeskoczyłem. Wydaje mi się, że nawet konto na Allegro jeszcze na Amidze zakładałem. I jak nic mnie do tej pory nie zmogło, ba nawet udało mi się na tej Amidze skomponować swój pierwszy soundtrack do gry na PC wydanej przez Techland, tak potrzeba napisania pracy licencjackiej okazała się nie do zrealizowania. Bez bezsensownego kombinowania oczywiście. Zabawy w emulację PC i Maka nie owocowały zadowalającymi rezultatami - zawsze były jakieś komplikacje, problemy ze stabilnością, przenośnością danych, drukowaniem itd. Wyszło w końcu, że najprościej będzie wstawić sobie PC jako maszynę do pisania i nie kombinować jak amigowiec pod górę. Cena użytecznego do pisania zestawu PC wyniosła mniej więcej 1/10 tego, ile wart był zgromadzony amigowy stosik. Jeśli nie mniej. Zaznaczam, że w kalkulacji uwzględniam jedynie sprzęt, a nie oprogramowanie. Stopniowo znajdowałem dla niego inne zastosowania. Również trackerowe, przy których Amiga nie dawała już rady. Ten temat na Amidze był już niemal martwy. Nowego softu muzycznego prawie nie było, a na PC rozkręcała się karuzela wirtualnych instrumentów oraz efektów dźwiękowych "niesłychanej jakości". Na Amidze dodanie zwykłego reverbu (uwaga dla niedźwiękowców - coś jak echo, ale bardziej złożone obliczeniowo) do niedługiego dźwięku (kilkanaście sekund) w programie Sound Probe trwało tyle, że można było w trakcie tej operacji zaparzyć herbatę i ją wypić. A brzmiało jak szorowanie papierem ściernym. Brrr... Transformacja więc była już nieuchronna. Sam Windows dojrzał do wersji XP, przy której AmigaOS stawał się systemem z odległej epoki. A sensownie używać dawało się już nawet Windowsa 98SE. W symbolicznym geście złożenia broni, Amiga powędrowała do szafy. Włączana i tak była już coraz rzadziej, bo istotne dane już dawno zmigrowałem na PC. A inne się naturalnie zdezaktualizowały. Pewnego dnia Amiga musiała zwolnić miejsce dla pary butów. Dobra, żartowałem. Została przehandlowana w częściach z mottem "niechaj innym służy". Po latach oczywiście trochę pożałowałem tego czynu, bo dzisiaj takiego dziwnego składaka uruchomiłbym sobie z czystej ciekawości, a drugi raz konstruowania tego czegoś sobie nie wyobrażam. Tu pozdrowienia dla kolegi Tomasza z Wrocławia (Thom75 na forum), który mi w składaniu tego do kupy zawsze pomagał. Gdyby nie ta pomoc wyautowałbym się pewnie dużo wcześniej. W każdym razie dla mnie okres amigowej partyzantki się zakończył.

Amiga Spirit

Przemyślenia po wyjściu z lasu: Komputer to tylko kupa elektroniki, ale wiąże się z nim wiele zagadnień, które wykraczają poza sferę materialną. Twórczość, która na nim się ukształtowała, dema, kompozycje muzyczne, gry, programy, a także ludzie wokół komputera skupieni - których wymieniam na końcu nie dla umniejszenia ich roli, ale właśnie dla podkreślenia ich wagi. Wszystkie owoce kreacji nie powstały samoistnie, ale za sprawą ludzi, ich zapału, zdolności i wysiłków. To są rzeczy, których nie da się zamknąć w szafie, ani sprzedać. Demosceny też nikt nie zamknął. Amigowi demoscenowcy stopniowo przenosili się ze swoimi pomysłami i stylem na scenę PC, która stała się dla nas wszystkich wspólnym mianownikiem. Wystarczająco dobrym, aby zaspokoić potrzeby większości. Ale nie zapominaliśmy o swoich korzeniach. Dokonała się równoległa ewolucja ludzi i sprzętu. "Krok naprzód". Piszę tutaj oczywiście o osobach, które przy demoscenie pozostały, bo dla niektórych był to koniec tej przygody. Dla innych początek nowej: odkrywanie nowych możliwości, szukanie niedostępnych na Amidze środków wyrazu oraz korzystanie z nabytego przy niej doświadczenia.

Amiga przestała być narzędziem, ale stała się obiektem twórczym. Rzadko tworzyło się na Amidze. Dużo częściej tworzono z myślą o Amidze. Piszę tu o demach, których elementy składowe powstawały na niezwiązanych z Amigą komputerach i systemach, ale ich spoiwem były amigowe ograniczenia oraz kod. Takie dzieła powstają do dzisiaj. Ale ponieważ scenowa twórczość nie sprowadza się tylko do produkcji kodowanych, amigowy rys daje się dostrzec w produkcjach, które procesora Amigi, ani jej układów specjalizowanych do "działania" nie potrzebują. To jeden ze sposobów amigowania. Taki, który podjęli demoscenowcy ale nie tylko. Jest on może mniej oczywisty i pewnie dlatego, ale niesłusznie moim zdaniem bagatelizuje się go. Możliwe, że dlatego iż nie odnosi się on bezpośrednio do sprzętu, a więc czegoś konkretnego i namacalnego. Ba, on wcale sprzętu nie potrzebuje. To jest amigowanie poprzez odniesienia do amigowej kultury. Inspirowanie się nią, przetwarzanie jej, remiksowanie, twórcze kontynuowanie idei, które z powodu ograniczeń sprzętu nie miały w swoim czasie szansy na rozwinięcie. Ale które przez te właśnie ograniczenia zostały ukształtowane. Tutaj wszystkie chwyty są dozwolone i nie ma dobrych lub złych sposobów. Są tylko dobre albo słabe rezultaty.

Innym podejściem jest także poznawanie historii Amigi, firm takich jak Commodore, Atari oraz innych graczy branży komputerowej w tamtym okresie z punktów widzenia, które w latach dziewięćdziesiątych nie były dla nas dostępne. Piszę celowo o punktach widzenia w liczbie mnogiej, bo na pełny obraz historii składają się indywidualne, zatomizowane relacje, które niejednokrotnie bywają sprzeczne. Z czasem również pamięć o wydarzeniach się zaciera. A historii nie poznaje się po to, aby na nowo rozegrać bitwę, wygrać przegraną wojnę, czy wiecznie żyć mrzonkami. Dla wielu osób historia sama w sobie jest ciekawa. I są osoby dla których to właśnie ta historia Amigi i taka amigowatość. Są też inne sposoby na dzisiejszą zabawę "w Amigę", ale dla mnie w sam raz są te które opisałem. Lubię sprzęt, ale nie przeceniam jego roli. "Real hardware" jest dla mnie czymś w rodzaju wisienki na torcie. Przyjemnym dodatkiem, ale nie esencją samą w sobie. Jest dopełnieniem doświadczenia, które mam ochotę dozować przy specjalnych okazjach. Na party. Nie na co dzień. Oczywiście nie sugeruję, że są one jedyne. Każdy ma prawo do własnego sposobu uprawiania hobby. Są osoby dla których kontakt ze sprzętem jest sednem tematu. Nie neguję tego. Każdy ma prawo uprawiać hobby na swój sposób. Taki, który jest dla niego odpowiedni. Bez narzucania innym.

 głosów: 11   
1 komentarzostatni: 07.01.2018 23:11
Na stronie www.PPA.pl, podobnie jak na wielu innych stronach internetowych, wykorzystywane są tzw. cookies (ciasteczka). Służą ona m.in. do tego, aby zalogować się na swoje konto, czy brać udział w ankietach. Ze względu na nowe regulacje prawne jesteśmy zobowiązani do poinformowania Cię o tym w wyraźniejszy niż dotychczas sposób. Dalsze korzystanie z naszej strony bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej będzie oznaczać, że zgadzasz się na ich wykorzystywanie.
OK, rozumiem