• Wywiad z Kamilem Barczyńskim - członkiem redakcji Amiga Computer Studio

27.06.2016 07:18, autor artykułu: Konrad "recedent" Czuba
odsłon: 2613, powiększ obrazki, wersja do wydruku,

W ramach rozwoju nowej, świeckiej tradycji przedstawiamy kolejną odsłonę z cyklu "Wywiady ze znanymi i lubianymi redaktorami Amiga Computer Studio". Tym razem pod krzyżowym ogniem pytań wije się Kamil Barczyński.

Konrad Czuba: Kamilu, powiedz nam proszę jak się nazywasz i z czego jesteś znany.

Kamil Barczyński: Nazywam się Kamil Barczyński, znacie mnie z takich filmów jak... A nie, to nie ta bajka. Jestem znany z artykułu "Czy trzeba rozstrzygać zakład Pascala?" zamieszczonego w "Przeglądzie filozoficzno-literackim"... Też nie to?! W pewnych kręgach jestem znany jako współpracownik magazynu Amiga Computer Studio i współautor oprawy graficzno-dźwiękowej do amigowych gier freeware Santa Monica FC, Hallenturnier i PSV Manager. Ale za to w innych kręgach...

K.C.: Który z Was (braci Barczyńskich) został przyjęty do redakcji Amiga Computer Studio jako pierwszy, a który "po protekcji"?

K.B.: Adam już kilka lat przed powstaniem ACS-u podsyłał do Computer Studio swoje opisy gier strategicznych i symulacyjnych, więc w dosyć naturalny sposób wszedł w skład redakcji, a ja przez pewien czas dostarczałem różnych materiałów źródłowych z sieci związanych z Amigą, ponieważ miałem dostęp do (słabo jeszcze wtedy u nas rozpowszechnionego) Internetu na uczelni. Później przeszedłem jakoś do etapu przynoszenia już gotowych aktualności ze światka Amigi, które udało mi się wyszukać, i sporadycznego recenzowania różnych wydawnictw, głównie na CD. Ale zawsze było to raczej rola "zamiejscowego korespondenta" niż stałego członka redakcji.

K.C.: "Redaktor ogólnopolskiego magazynu komputerowego" to brzmi dumnie. Czy za pozycją w ACS szła jakaś lokalna sława, uznanie rodziny, kobiet, tudzież "ziomów z dzielni"?

K.B.: Żadnych szczególnych znamion sławy nie zauważyłem, ale może dlatego, że:

  • a.) niespecjalnie się za nimi rozglądałem
  • b.) jak już wspomniałem, mój wkład w powstawanie magazynu nie był aż tak duży, żebym mógł się tytułować "redaktorem".

K.C.: Jaki był Twój najlepszy, a jaki najgorszy moment z okresu pracy w ACS?

K.B.: Najlepszy: tuż przed premierą obudowy Elboxu do Amigi 1200 (którą zresztą później kupiłem) udało mi się skontaktować z producentem i uzyskać od niego informacje na temat nowego produktu, które zdążyłem podesłać do redakcji na "5 minut" przed zamknięciem numeru. Dzięki temu wyprzedziliśmy z tym newsem konkurencję (wtedy liczącą już niestety tylko sztuk 1) aż o miesiąc.

Najgorszy: na pewno oficjalna prezentacja PSV Managera u Rafała tuż przed publikacją. Już wcześniej narzekał, że przeciągamy sprawę, a na dodatek pewnie okaże się, że gra działa tylko na naszym komputerze, jak to z amatorskimi produkcjami bywa. Kiedy zgraliśmy już wszystko na dysk jego komputera, po dwukliku ikony gry zamiast intra pojawił się AMOS-owy requester z komunikatem o braku jakiejś biblioteki... Dziwnie przypominało to oficjalną prezentację pewnego system operacyjnego z połowy lat 90.

K.C.: Jaką techniką pozyskiwałeś znane i lubiane sample na potrzeby PSV Managera?

K.B.: Może to być dla niektórych niemałym zaskoczeniem, ale posłużyłem się techniką próbkowania (czy, że się tak brzydko wyrażę, "samplingu"), która polega na zamianie analogowego sygnału dźwiękowego na postać cyfrową w celu dalszego przetwarzania i/lub wykorzystywania w cyfrowych systemach audio-wizualnych. Więcej szczegółów na temat tej fascynującej metody można znaleźć w artykule (wzbogaconym o ilustracje!) w magazynie "Amiger" 1/91.

K.C.: Spróbujmy jeszcze raz... Samplowałeś na Amidze? W jaki sposób? Zgrywałeś dźwięk z magnetowidu, na którym odtwarzałeś te filmy? A może przykładałeś "Kasprzaka" do ściany, za którą sąsiad właśnie oglądał komedię Barei?

K.B.: Z tym "przykładaniem Kasprzaka" jesteś bliżej prawdy niż Ci się wydaje. Tyle że nie Kasprzaka, a decka Unitry i nie do ściany, a do telewizora lub tunera satelitarnego.

Tak przynajmniej wyglądało to w pierwszej fazie, że nagrywałem cały dźwięk z filmu lub meczu emitowanego w telewizji na kasetę magnetofonową, a później podłączałem magnetofon do samplera i zgrywałem to, co wydawało mi się przydatne. Taki układ zapewniał lepszą jakość niż zgrywanie dźwięku z magnetowidu, którym wtedy dysponowałem.

Później pojawił się nowocześniejszy magnetowid, a poza tym oprócz dźwięków przechwytywałem też klatki z filmów, więc odpuściłem sobie magnetofon i wykonywałem wszystko niemal "jednoprzebiegowo", czyli oglądając film, wyławiałem przydatne dźwięki i obrazki, rejestrując wszystko na bieżąco.

Na początku korzystałem z Amigi 1200, stereofonicznego samplera Elsatu Hi-Fi 100 kHz i Audiomastera 4. To był nasz jedyny komputer, więc w pewnym momencie okazało się, że jeśli chcemy skończyć grę w sensownym czasie, potrzebny będzie drugi. Nie można było na jednej maszynie pisać gry, testować jej, zgrywać sampli, ściągać obrazków itd. Miałem wtedy dylemat - czy dokupić drugą A1200, czy peceta. Przeważyła ta druga opcja.

Głównymi argumentami były: konieczność zakupu w bliskiej perspektywie skanera i jakiegoś urządzenia do zgrywania obrazu telewizyjnego (w tym przypadku myślałem początkowo o Elsat FG24 lub HDP Digi Lab do Amigi, ale miałem jakieś wątpliwości, których źródła nie potrafię sobie teraz przypomnieć) oraz chęć korzystania wreszcie z 16-bitowej karty dźwiękowej za rozsądne pieniądze (do A1200 nie mogłem się niczego takiego doczekać). Obawiałem się też problemów z odpowiednim amigowym sterownikiem do skanera, jakie mieliśmy w przypadku kupionej nieco wcześniej drukarki atramentowej HP (która później okazała się niezbędna przy tworzeniu "kolekcjonerskich" wydań PSV).

Bez skanowania i przechwytywania obrazu oprawa graficzna PSV byłaby więcej niż skromna (w przeciwieństwie do nadmiernie rozbudowanej dźwiękowej), a dzięki skanerowi mogliśmy skorzystać chociażby z ilustracji pochodzących z kupowanych wtedy regularnie brytyjskich magazynów piłkarskich. Prosta karta tunera telewizyjnego z możliwością "łapania" klatek też dostarczała nam mnóstwo niezbędnych materiałów, bez których trudno byłoby w krótkim czasie zapełnić czymś sensownym wszystkie ekrany w coraz bardziej rozrastającej się grze.

Na dodatek okazało się, że emulator WinUAE był już wtedy na tyle rozwinięty, że mogłem sklonować cały system z naszej A1200 i kontynuować pod nim pracę. Ściągałem więc dźwięki i obrazki po stronie pecetowej, a dalszą ich obróbką zajmowałem się już po stronie emulowanej Amigi. W ten sposób testowałem też na bieżąco grę bez zajmowania komputera, na którym powstawał kod.

Do zgrywania dźwięków na pececie używałem programu GoldWave z bardzo wygodnym zaznaczaniem fragmentów sampli (idealne do szybkiego robienia pętli) i z obsługą amigowego IFF-a. Ale coś mi się jednak przypomina, że i tak na koniec musiałem wczytywać każdy gotowy już dźwięk do Audiomastera i zapisywać go ponownie, ponieważ AMOS nie przyjmował IFF-ów prosto z peceta (chyba wietrzył w tym jakiś podstęp).

K.C.: Czy posiadasz może jeszcze Amigę? Jeśli nie to kiedy się z nią ostatecznie pożegnałeś?

K.B.: Tak, ciągle mam ostatnią kupioną Amigę 1200 i nadal działała, kiedy włączyłem ją jakiś czas temu (chociaż musiałem trochę powalczyć z oscylatorem na karcie Apollo 1240, ponieważ nie chciał "trzymać pionu").

K.C.: To fascynujące, jesteś pierwszą osobą z redakcji ACS, która wciąż posiada Amigę. Powiedz nam o niej coś więcej, chcę znać pełny konfig (chociaż uważaj, bo pewnie po wywiadzie zgłosi się do Ciebie kilka osób chętnych na kupno, tudzież gotowych do wymiany kondensatorów na płycie za niewielkie pieniądze)! A może na dysku twardym pozostały Ci jakieś materiały/kody źródłowe do nieukończonych projektów typu "European Round-Up"?

K.B.: Sprawdziłem i wygląda to następująco: Amiga 1200 z Kickstartem 3.0 w ROM-ie (doczytywany 3.1 w pamięci), karta Apollo 1240/40, 16 MB pamięci Fast, kontroler Elbox FastATA 1200, dysk twardy 3 GB, kieszeń na dysk, napęd CD-ROM x4, zwykła stacja dysków 880 kB i prosty mikser sygnału z komputera i napędu CD-ROM od TOMS-u. Całość zamknięta w obudowie tower Elboksu. Do tego monitor Amiga M1538S (którego jednak nie mieliśmy w czasie prac nad grami - wtedy używaliśmy 14-calowego monitora VGA i ScanDoublera Elboksu), zwykła klawiatura pecetowa DIN i najstarsza, "kanciasta" myszka amigowa (na pewno mieliśmy jakąś nowocześniejszą, ale chwilowo jej nie widzę). Działa od pierwszego "kopa". Musiałem tylko przestawić zegar. Okazało się, że po raz ostatni włączałem ją w styczniu 2012 r.

Za oferty kupna dziękuję, ale ten komputer nie jest na sprzedaż. Za to z ofert wymiany kondensatorów chętnie skorzystam, kiedy tylko sprzęt zacznie szwankować. Tymczasem od lat spokojnie leżakuje na półce obok Amigi 500 (niestety, nie tej, którą kupiłem jako pierwszą) i wybranych modeli spod znaku Commodore, Atari, Sinclaira i Amstrada/Schneidera.

Materiały źródłowe są pewnie i na dysku, i na płytach CD-ROM z kopiami zapasowymi, ponieważ zawsze dbałem o archiwizowanie wszystkiego, co się da. Był taki okres w czasie prac nad PSV, że niemal codziennie padał na dysku sektor RDB, który wprawdzie udawało się zawsze odtworzyć, ale jednak wolałem nie ryzykować, że za n-tym razem stracimy wszystkie dane, więc regularnie zgrywałem zawartość dysku na VBS (dla niewtajemniczonych: Video Backup System, czyli namiastka streamera z użyciem magnetowidu), a później na CD.

K.C.: Czy jesteś otwarty na zaproszenia na Ami-Zloty? Powstała koncepcja "spotkania rodzinnego" dawnej redakcji ACS przy okazji którejś z (coraz częstszych ostatnio) imprez retrokomputerowych.

K.B.: Tak, chętnie, o ile nie staną na drodze względy zawodowe/sprawy rodzinne/czynniki losowe (niepotrzebne skreślić).

K.C.: Czy orientujesz się (chociaż trochę) w pokrętnej sytuacji współczesnych rozwiązań amigowych (tudzież post-amigowych)? A może masz konto na PPA o którym nie wiemy?

K.B.: Nie, nie mam konta na PPA, chociaż od czasu do czasu tam zaglądam. Dalsze losy Amigi śledziłem w Internecie dosyć regularnie, ale zgubiłem się w pewnym momencie i wróciłem do "korzeni", czyli lektury zagranicznych czasopism z przełomu lat 80-tych i 90-tych oraz stron internetowych o historii Amigi, ale też i innych komputerów czy konsol do gier.

K.C.: Żałuj, współczesny świat Amigi przypomina "pińdziesiątą" serię "Dynastii", gdy okazuje się, że Cristal została porwana przez kosmitów.

K.B.: Nie mów, nie mów, bo powiesz o jedno słowo za dużo i domyślę się zakończenia przed rozpoczęciem lektury :)

K.C.: Frey United to fasada dla kilkunastu podstron tematycznych. To owoc nudy, efekt tytanicznego wysiłku, czy może parawan dla szemranych interesów, których nie rozumiemy a prawdziwej istoty nawet się nie domyślamy?

K.B.: To pytanie powinno zostać skierowane do Adama, ponieważ cała ta sieć intryg jest jego wyłącznym dziełem, a mój udział w niej jest marginalny, właściwie na granicy percepcji.

K.C.: No tak, sugerowałem się adresem e-mail i domeną... A inne "sztandarowe" produkty typu Footbal-o-rama? Masz w nich jakiś ponadprogowy udział?

K.B.: O, tak, w tym przypadku wcielam się w nielubiane przez publiczność role konsultanta-marudy i testera-szczególarza.

K.C.: Gdybyś mógł cofnąć się do "starych dobrych czasów", to jak byś to wszystko poukładał z dzisiejszej perspektywy?

K.B.: Recept na lepsze poukładanie wszystkich spraw związanych z Amigą czytałem bardzo wiele i każda z nich wydawała się lepsza od tego, co faktycznie zrobił Commodore. Firma miała w ręku doskonały produkt, z którym nie bardzo wiedziała, co zrobić i aż do swojego marnego końca się nie dowiedziała.

Dla mnie największym rozczarowaniem i punktem zwrotnym w historii Amigi był model 1200 (szczególnie w kwestii dźwięku, na którym najbardziej mi wtedy zależało). Koncepcja komputera domowego zintegrowanego z klawiaturą i o mocno ograniczonych możliwościach rozbudowy była już wtedy archaiczna i powodowała obniżanie poziomu zaawansowania standardowej, najpopularniejszej konfiguracji (nie powinno być już w ogóle w tym czasie mowy o sprzedaży komputera bez dysku twardego).

Gdyby zamiast A1200 pojawił się model Amiga 4000/20, czyli maksymalnie zubożona A4000, ale standardowo z dyskiem twardym i możliwością stopniowej rozbudowy do bogatszej konfiguracji, inaczej by to wyglądało. Oczywiście należałoby jeszcze dołożyć do tego przemyślany marketing (a nawet w ogóle jakiś marketing), współpracę z producentami oprogramowania i kilka innych działań, które w ostateczności można podpatrzeć u konkurencji, jeśli samodzielnie nie potrafi się na nie wpaść.

K.C.: Czy masz jakieś ostatnie słowo na zakończenie wywiadu?

K.B.: Chciałbym w tym miejscu wspomnieć o dwóch osobach, które współuczestniczyły w końcowej fazie naszej amigowej "działalności", a nie zostały wymienione na "liście płac" żadnej z naszych gier.

Grzegorz "scanner" Tlołka był pod koniec lat 90. twórcą strony internetowej Ami Site, na którą chętnie zaglądałem, a gdy okazało się, że nie chcą nas z PSV na Aminecie, zwróciłem się do niego z prośbą o pomoc przy hostingu gry i naszej strony (wtedy funkcjonującej na malutkim, darmowym serwerze). Przez dłuższy czas gościliśmy na serwerze "scannera", zamęczając go kolejnymi aktualizacjami treści, dopóki nie dorobiliśmy się własnego kawałka sieci. Jeszcze raz bardzo za wszystko dziękujemy!

Pewnie mało kto wie, że pod koniec funkcjonowania Frey United na Amidze nasz zespół liczył trzy osoby. Dzięki umieszczonemu na naszej stronie ogłoszeniu o naborze dołączył do nas grafik Konrad "Koszer" Czuba (tak, ten sam!), którego obrazki nie zdążyły już trafić do żadnej produkcji amigowej, bo przenieśliśmy kolejnego menadżera do sieci. Pomagał nam jednak w uruchamianiu Football-o-Ramy jako tester i aktywny gracz, za co również wielkie dzięki!

Tak zupełnie na koniec: pozdrowienia dla czytelników PPA - życzę Wam dalszego rozwijania pasji, która mnie pochłonęła dawno, dawno temu, a później nieco opuściła trochę mniej dawno temu. Mam nadzieję, że za jakiś czas odrobię zaległości i dogonię Was z wiedzą na temat Amigi. A tymczasem w moim świecie komputerowych fascynacji jest październik roku 1986 i jak się dowiaduję z "64'er" firma Commodore znowu wyszła na plus...

K.C.: Dziękuję za rozmowę.

dodaj komentarz
Na stronie www.PPA.pl, podobnie jak na wielu innych stronach internetowych, wykorzystywane są tzw. cookies (ciasteczka). Służą ona m.in. do tego, aby zalogować się na swoje konto, czy brać udział w ankietach. Ze względu na nowe regulacje prawne jesteśmy zobowiązani do poinformowania Cię o tym w wyraźniejszy niż dotychczas sposób. Dalsze korzystanie z naszej strony bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej będzie oznaczać, że zgadzasz się na ich wykorzystywanie.
OK, rozumiem