właśnie zaczynałem pisać licencjat. Jak na miejscu ludzie słyszeli, że chcę pisać o muzyce z demosceny to robili wielkie oczy i stwierdzali, że to nie ma szans.
Przecież już niejedna praca magisterska o demoscenie i tematach okołoscenowych powstała. Minuta w Google:
Demoscena — subkultura skrystalizowana wokół technologii (rok 2000)
Praca magisterska „ASCII-Art” - autorstwa Pauliny Piotrowskiej
itp. Wrzucaj swoją i się nie kryguj. Czy przez to, że ktoś miał uwagi do filmu, ktoś inny ma strzelić focha? Przecież nie musi się wszystkim podobać. Mi się akurat pierwsze 10 minut podobało (dalej jeszcze nie oglądałem) i dobrze się bawiłem i nie zamierzam się obrażać na tych, którym się nie podobało. Mogą mieć inne zdanie. Wracając do dyskusji czym obecna scena jest, to warto się najpierw zastanowić co to w ogóle jest scena. A nie jest to proste, bo pewnie każdy ma swój pogląd. Mimo wszystko spróbujmy.
Definicja demosceny
Zanim odpowiemy sobie na to pytanie, zobaczmy co powiedział jeden z nestorów polskiej sceny, Mr. Root, w 1994 roku:
https://www.youtube.com/watch?v=PHHmx8dgMeQ
Trudno się z nim nie zgodzić. Jest to niewątpliwie zjawisko społeczne związane z używaniem komputera. Przy czym samo używanie nie wystarczy, potrzebujemy użytkowników bardziej ambitnych niż tylko używających komputera do gier, potrzebujemy ludzi, którzy (co bardzo ważne)
przy pomocy komputera coś tworzą. Konieczne są zatem komputerowe dzieła.
Ale na komputerze można stworzyć praktycznie wszystko - gazetkę szkolną, poemat, film animowany czy muzykę symfoniczną. Co jest zatem istotą dzieła demoscenowego? Jest to dzieło przeznaczone do zaistnienia "na scenie" czyli w scenowej społeczności. Masło maślane, ale ciężko to inaczej ująć. Moduł muzyczny, stworzony w Protrackerze, który będzie służył jako tło słuchowiska szkolnego nie jest dziełem demoscenowym. Ten sam moduł wystawiony na compo na party nim będzie. Potrzebny jest zatem kolejny ważny element - rywalizacja. Ludzie chcą tymi dziełami zaistnieć w scenowej subkulturze, chcą, aby ich ksywy były rozpoznawalne. Nie robią tego do szuflady, ale też nie robią tego komercyjnie. Robią to dla przyjemności jaką daje współzawodnictwo.
Zatem
demoscena to subkultura ludzi którzy tworzą przy pomocy komputera dzieła niekomercyjne, napędzana chęcią zaistnienia i współzawodnictwa, z naciskiem na techniczny aspekt tych dzieł.
Czy obecna scena spełnia te kryteria? Jak najbardziej. Problem (dla niektórych to nie jest żaden problem) leży jednak gdzie indziej. Demoscena potrzebuje żyznego podłoża. Scena w czasach największej świetności czyli w połowie lat 90tych wyglądała tak:
Piramida scenowa (czytaj od dołu)
elita (bardzo mało)
/\
scenowi lamerzy (mało)
/\
zwyczajni użytkownicy komputerów (mnóstwo)
Granice pomiędzy tymi grupami były płynne, ale ogólnie mówiąc, z rzeszy zwyczajnych użytkowników komputerów w Polsce (setki tysięcy) rekrutowały się rzesze początkujących lamerów (tysiące) a z nielicznych wyrastała najaktywniejsza elita (setki, może dziesiątki osób).
Dawno temu ten życiodajny cykl przyrody zaniknął. Nie ma dopływu nowych ludzi, pozostała w zasadzie tylko elita, liczona w dziesiątkach, która kisi się we własnym sosie. Nie jest to zarzut, po prostu bez dopływu nowych ludzi tak się zawsze dzieje, a nikogo nie da się zaciągnąć na scenę siłą. Kiedyś ludzie garnęli się sami. Zastanówmy się dlaczego. (Oczywiście zaraz ktoś poda przykład jakiegoś pojedynczego człowieka co to się ostatnio dołączył, ale rzecz jest nie o wyjątkach tylko generalnych trendach).
Ludzie szli na scenę z różnych powodów, jedni z bardzo praktycznych (dostęp do softu, swap itd.) inni dla nowych znajomości, dla friendshipu, aby się czegoś nauczyć, aby się pochwalić swoimi modułami, procedurami itd. Działo się tak, bo scena była na czele technologii i była w zasadzie jedyną społecznością użytkowników komputerów, która dbała o coś więcej niż tylko granie w gry. Dziś tak się nie dzieje, bo te wszystkie potrzeby zaspokoił internet. Można sobie wrzucić piksele na DeviantArt, muzykę na SoundCloud itd. Ilość odbiorców będzie niepoliczalnie większa niż na party. Nie trzeba czekać na swap czy błagać o dostęp do elitarnego BBSu. Pliki czekają na każdego na wyciągnięcie ręki. Dlatego strumyk nowych ludzi wysechł. Zostali nieliczni. Wielu scenowców poszło do gamedevu i tam zaspokajają potrzebę technicznej wirtuozerii. Co zatem zostało z dawnej sceny?
elita (bardzo mało)
--- ciach ---
pusto
Mniej więcej tyle. Jest mała grupa, która kultywuje tradycje. To dobrze, bo coś żyje, coś się dzieje. Ale potencjał rozwojowy tego zjawiska jest już na zawsze okaleczony przez niezmienne od dekad status quo. Nie ma nowych ludzi, bo nie ma ku temu powodów. Większość z tych powodów przestała istnieć wraz z nastaniem ery internetu. Są okazjonalne powroty dawno nieobecnych, ale to nie to samo. Zauważcie, że to nie jest krytyka. To tylko obserwacja, więc proszę bez agresji. Jeśli ktoś ma inne obserwacje to zachęcam do kulturalnej dyskusji.