[#120]
Re: Co sie stal/o z Markiem P.?
@Kaczus,
post #115
Kaczus napisał(a):
> To jest przyklad, a nie ostatnie doswiadczenie zony... Inni, ci
> ktorzy chca tez potrafia znalezc prace, inna sprawa oczywiscie
> jesli chodzi o osoby starsze, te maja gorzej, ale rozmowa byla
> o osobach w mlodym wieku - te naprawdę jesli chca - znajda
> prace... Tylko musza jej szukac aktywnie - sama do nich nie
> przyjdzie.
>
Kompletną bzdurą jest twierdzenie że wśród młodych osób (także świeżo upieczonych absolwentów, ale nie tylko) jest niższy odsetek bezrobotnych. Jest dokładnie na odwrót. Pisanie że bezrobocie dot. głównie osób po 40tce to prawda obiektywna z przed ok 5-8 lat. Mamy obecnie wyż demograficzny pododujący że choć pracodawcy chętnie zatrudniają osoby z tego przedziału wiekowego, to ich liczba powoduje szereg niekorzystnych zjawisk na rynku pracy.
Zjawiskiem ujawniającym się na skutek takich okoliczności jest zaniżanie do granic możliwości płac, a także obarczanie pracowników olbrzymią liczbą obowiązków. Pracownik taki szybko się "wypala", bo pracuje ponad siły za niegodziwe pieniądze, ale to nie stanowi dla pracodawców problemu gdyż na jego miejsce jest zawsze 100 innnych chętnych. Taki sposób wykorzystywania siły roboczej nazywa się "rotacją". I najłatwiej z w/w przyczyn pracę znaleźć w takich własnie firmach.
Ktoś w inny tym wątku pisze mniej więcej tak: "Znam młodych którzy pracy średnio szukali pół roku, oczywiście z wyżyszym wykształceniem i z Krakowa", no tak bo oczywiście ci z słabszym niż oczywiście wyższe, to oczywiście nie zasługują wogóle by o nich wspominać przy okazji rozmowy o zatrudnieniu. Wiadomo liczy się wiedza. Reszta jest jak powietrze. Nie mieli kasy na studiowanie więc niech sobie robią teraz co chcą, tyko niech przypadkiem nie wyściubiają nosa i nie wygadują że pracy nie ma.
No cóż. Młode studenciaki którymi w większości jesteście, albo świeżo upieczeni absolwenci politechniki macie właśnie takie a nie inne pojęcie o bożym świecie, za sprawą pewnych tricków które wpajane Wam są do głów. Domyślam się że mając np papier z polibudy o pracę jest 100x łatwiej niż np mając średnie zawodowe, o to się spierać nie będę.
Sęk w tym że nie każdy ma, czy będzie miał takie kwalifikacje. Bo nie każdemu jest dane być mądrym, pięknym czy inteligentym, nie każdemu jest dane mieć tzw dobry start w życiu gwarantowany pieniędzmi rodziców którzy postanowili Was kształcić. Zapominanie o reszcie świata to taki "japiszoński" zwyczaj zadowolonych z siebie ludzi tzw. ludzi sukcesu. Cóż, gratuluję Wam dobrego samopoczucia, jednak uprzedzam przed takim postrzeganiem świata. To karygodnie zaniedbanie niegodne ludzi światłych i inteligentnych jakimi jesteście.
Pozatym jest jeszcze szereg czynników. Np to że jeśli jesteś młody w wieku 18-25 lat to pracodawca owszem chętnie przyjmie Cię do pracy z różnych przyczyn. Głównie dlatego że młoda osoba da się wykorzystać w pracy w stopniu wyzszym niż taka która ma doświadczenia zawodowe. Problemem w dzisiejszych czasach jest to że doświadczeni pracownicy nie bardzo są z w/w potrzebni. Na nieszczęscie czas nieubłaganie płynie i człowiek szybko staje się mniej atrakcyjnym np wkraczając w wiek 30 lat i wyżej.
Nie będe ciskał w Waszym (piszących że tak naprawde nie jest źle, tylko to kraj leni, trutni, nierobów, pijaków itp) gromów, natomist postaram się Wam wyjaśnić gdzie popełniliście błąd.
Otórz warunki panujące na rynku pracy w Polsce to komplente nieporozumienie. Jesteśmy w tej chwili jakby w końcu 18tego czy na początku 19tego wieku jeśli chodzi o realia gospodarcze. Dowodem namacalnym jest np to, że na Śląsku funkcjonują tzw biedaszyby, czyli dzikie kopalnie prowadzone przez ludzi którzy nie mogli znaleźć pracy. Pracują oni bardzo bardzo ciężko i w okropnych warunkach, nie dlatego że takie mają widzimisię, albo że nie spodobał im się jakiś pracodawca proponujący im pracę. Oni pracują tam dlatego, że potrzebują pieniędzy na przeżycie, a nikt im nie jest w stanie zapewnić pracy za pieniądze. Bo rzeczywiście praca "za frajer" jest i można się zaciągnąć u takich czy innch bezwglednych sk* oszukujących zdesperowanych ludzi. Rzeczywiście jak się postarać to można pracę znaleźć, natomiast zdecydowanie trudniej zarobić pieniądze. Człowiek nie po to chodzi do pracy żeby się napracować, a następnie wrócić zdechły i obolały do domu i tam wypocząć z 30zł dniówki w kieszeni (bądź czasem nawet mniej).
Jeden z Was pisze tu o facecie chcącym zatrudnić dekarzy. Praca dekarza ma to do siebie że naprawdę niewielki odsetek ludzi jest w stanie tą pracę wykonywać. Problemem w tym przypadku jest to, że aby pracować na wysokości (na dachu) trzeba mieć specjalne ku temu predyspozycje. Pozatym człowiek ten który to pisze (zresztą jeśli to prawda co pisze jest zaprawionym w boju polskim pracownikiem pracującym najprawdopodobniej zbrew przepisom BHP, bez zezwolenia do prac na wysokości, do których formalnie trzeba mieć odpowiednie uprawnienia, zapewne też pracuje bez opowiednich zabezpieczeń, ale za wytrwałość należy mu się nagroda, bez ubezpieczenia, bez ZUS itp) opisuje tu sytuację pracodawcy który był tak dobry i chciał na dachu zatrudnić w chwili przypływu łaski żuli zpod budki z winem. To ciekawe, bo ja jako pracodawca do zrobienia komuś dachu nie ryzykowałbym zatrudnienia osób co do których można by mieć wątpliwości, no ale człowiek ten praktyczny chciał pewnie nieco zaoszczędzić na kosztach, aby wyjść na swoje. Stąd jego 6zl na godzinę (bez płacenia podatków i ZUS) i wspaniały pomysł zatrudnienia lumpen-proletaryatu. Jestem ciekaw kto wykonany przez takich fachowców dach byłby potem odebrał jako zrobioną robotę. Powstaje pytanie, gdzie w tej całej historii są prawdziwi dekarze? Bóg wie, nikt tu o nich nie wspomiał, dlaczego? No bo są zbyt drodzy, za dużo by chcieli za swą prace pieniędzy... Trudno poszukamy wśród żuli, też nie chcą? No to idziemy z tym na forum opisać jaka to chora polska społecznośc, człowiek che im dać pracę a oni mają go w dupie....
Pozatym tego typu prace, to tzw robota dorywcza. Taka praca jest za gównianie wynagrodzenie, bez ZUS, bez ubezpiecznia zdrowotnego gdzie w razie wypadku czeka cię bardzo bardzo kosztowne leczenie na własny koszt. Jeśli czujesz się z tym dobrze, to okej, pracuj sobie tak całe życie doryczo, ciekawym z czego będziesz żył gdy się zestarzejesz, emerytury nie powąchasz nawet, tak samo renty...
Zamiast mieć zdrowy krytyczny stosuek do otaczającej Was rzeczywistości, wolicie zbesztać najuboższą bezroborną część społeczeństwa. Niewydarzone to zachowanie jest żywcem przesniesione z róznych gazet promującech taki punk widzenia świata. Jeszcze inną grupą zawsze zadowoloną z działań państwa są ludzie zatrudnieni w administracji i innych placówkach państwowych. Ich nie dotyczą wysokie jak sk.syn stawki ZUS i podatki. Oni te stawki i podatki będą tak długo śrubować w górę aż to wszystko pierdyknie, co zapene nastąpi niebawem. Ilu z was pracuje w aministracji państwowej, proszę się przyznać bez bicia.
Jestem już zmęczony pisaniem tu rzeczy oczywistych i mniej oczywistych - jesli dalej chcecie ze mną dysktować proszę nie naświetlać włanych wizji, które są dla mnie już zupełnie jasne, natomiast proszę ustosunkować się do tego co napisałem. Najlepiej cytując i odpowiednio podspodem korygując. Dziękuję.
Aha, może żeby było łatwej dyskutować opiszę Wam kim jestem. Mam wykształcenie średnie zawodowe, jestem z zawodu referentem administracyjno-biurowym, a więc kandydatem na zadowolonego z siebie urzednika państwowego niższego szczebla. Jednak brzydze się kumoterswem i tym że w Polsce jest obecnie 3 x tyle urzedników niż było ich w PRL, włącznie ze szpiegującymi agentami bezpieki.
Niechciałbym bardzo pracować w takiej administracji.
Zawód wykonywany przezemnie to serwisant sprzętu komuterowego. Faktycznie kiedy pracowałem jeszcze w serwisie to lączyłem wiele funkcji w jedną, gdyż moimi obowiązakami było: składanie komputerów (pycyy) i naprawy gwarancyjne i pogwarancyjne sprzętu zamawianego przez sklep komputerowy, instalacje sieci, serwis nie tylko wartwy sprzętowej ale i progamowej, logistyka serwisu, szkolenie personelu, konwojowanie przesyłek, zapełnianie i opróżnianie magazynu (praca stricto fizyczna), dostarczanie towarów, i dziesiątki innych. Wynagrodzenie było nieszczególne, jednak człowiek miał stałą robotę i jako takie persektywy. Jednak "schładzanie gospodarki" autorstwa Balcerowicza spowodowało iż sklep w którym pracowałem wyrabia obecnie 1/40 (albo i mniej) obrótów jakie wyrabiał za czasów kiedy pracowałem. Z personelu 15 osób zostało 4, przyczym tak pracowite i fachowe osoby jak ja stały się kulą u nogi, bo moje oczekiwania zarobkowe stały się zbyt wygórowane. Na moje miejsce przyszli uczniowie z techników elektronicznych (domorośli półfachowcy) pracujący za darmo w ramach "warsztatów szkolnych".
Oczywiście miejsca pracy w tej firmie dla mnie nie ma i nie będzie. Nie będzie jej także w praktycznie żadnej innej firmie o tym profilu gdyż te również pozwalniały swoich pracowników, a "pozatrudniały" "starzytów". No ale to tylko takie moje doświadczenia, Wy macie inne, bardziej pozytywne.
Niestety, ja ostanio bardzo się cieszyłem gdy dostałem "pracę" na budowie jako blacharz. Pracując na wysokości (z lękiem wysokości) zarabiałem 40zł dziennie, przy czym 10zł pochłaniał dojazd. Żyć nie umierać? Nie. Żyć? Nie - umierać!
Jest jeszcze jedna zasada. Ale na tę zasadę stać ludzi bogatych (z oczędnościami). Gdy towar który posiadamy (tu: praca rąk) trzyma zbyt słabą cenę, wtedy się go nie pozbywamy czekając aż uzyska cenę korzystniejszą (także po to by dalej nie psuć rynku). Może dlatego panowie z pod sklepu z winem trzymają fason i olewają ciepłym moczem takich "pracodawców" za 6 zł...
Aha zapomniałem wspomieć że ja również byłem pracodawcą kiedyś. Zatrudniałem espedientkę, bardzo miłą i obrotną panią. Była dobrym pracownikiem poprawiającym sprzedaż w stosunku do tego co ja portatrafiłem wypracować na jej miejscu. Dostawała godziwe wynagrodzenie i wiecie co? Ja na tym nie traciłem, gdyż zadowolony z płacy pracownik pracuje jeszcze lepiej, naprawdę...
(jeśli trafiły się jakieś błedy to przepraszam nie mam już sił na profesjionalną korektę tekstu)