Mała konkluzja.
Tak czytam i czytam te Wasze wypowiedzi i już się nawet za głowę nie łapę, bo brzmiałbym jak "cała sala klaszcze z nami".
Niby nikt z Was nie jest złym człowiekiem, ale bronicie zawzięcie mordowania innych istot za Wasze pieniądze, jakbyście mieli z tego niebagatelne korzyści.
Do trzeciego roku życia człowiek nie rozróżnia między życiem człowieka, psa, królika, krowy. Zdolność wytworzenia podwójnej moralności ("wprawdzie lubimy prosiaczki, ale ten na twoim talerzu to inny prosiaczek, niż te, które lubimy, więc zjedz go") pojawia się później. Naukowym faktem i takąż wiedzą jest to, CZYM jest podwójna moralność. Wielu z Was przeczy nauce i zatwardziale upiera się przy tkwieniu w podwójnej moralności. I to pomimo dostępności wiedzy o tym, jak ona rzutuje na różne aspekty życia człowieka.
Zachowujecie się ogólnie jakbyście byli w jakimś śnie czy amoku, przytaczacie wszelakie irracjonalne wytłumaczenia i argumenty, co jedno to smutniejsze, a pomimo EWIDENTNEGO braku wiedzy merytorycznej, kłapiecie paszczami ignorancji, produkując wyziewy krematoryjne po dobrowolnym spaleniu inteligencji, zamiast zamknąć te paszcze i PRZED zabraniem głosu doedukować się.
Przedstawiacie zachowania typowe dla posłusznych, bezmyślnych i bezwolnych konsumentów, a szczycicie się rzekomym sprytem w zbijaniu rozmówcy z tropu, dewaluowania rozmówcy tak, aby jego słowa wydawały się automatycznie mniej ważne, i gracie butą, czym maskujecie to, że wiedzą popisać się tutaj nie możecie.
Mimo, że recepta na to jest prosta, a materiały do samodzielnej analizy, jak i opracowania, dostępne, dziwnie systematycznie wybieracie zbiorowe ZAPRZECZENIE jako psychologiczne wyparcie (faktu, że mordujecie zwierzęta i jesteście odpowiedzialni za skutki chowu przemysłowego, jako jego klienci).
Znaleźliście sobie kozła ofiarnego (kolejne sformułowanie nacechowane szowinizmem gatunkowym) w postaci czy to Skolmana, czy to wegan ogółem, z oskarżania tych, którzy mieli odwagę przestać mordować, uczyniliście zawody na wyścigi...
A wszystko to jest niczym więcej jak żałosnym tchórzostwem i brakiem odwagi do powiedzenia sobie "tak, jestem odpowiedzialny za mordowanie zwierząt na moje zachcianki konsumpcyjne, takie mam przyzwyczajenia, które doprowadzają do śmierci zwierząt i wszystkich pozostałych skutków".
Wiecie czemu?
Bo dopóki macie w miarę czystą bieżącą wodę w kranie, smród i kwik z fermy przemysłowej nie brzmi pod Waszymi oknami, a "biedne Murzyniątka" nie konają z głodu przy wtórze roju much na Waszych oczach, to siedzicie wygodnie w fotelu przed programującymi Was podprogowo pudełkami (TV) lub komputerami i możliwe, że czujecie się panami świata po wrzuceniu w siebie kolejnej porcji narkotyku.
Tak, dokładnie, narkotyku. Uzależniających psychicznie tłuszczy nasyconych, puryn, adrenaliny.
Tutaj cytat.
"Spożywając mięso dostarczamy naszemu organizmowi wielu substancji, których działanie może być miedzy innymi, pobudzające. Do takich związków należą puryny, których działanie można porównać do kofeiny lub teiny, mają one także właściwości uzależniające. Regularne dostarczanie organizmowi substancji pobudzających i uzależniających może wiązać się ze zmianą funkcjonowania psychicznego i przejawiać się na przykład nadmierną reaktywnością, zwłaszcza w sytuacji głodu substancji od której organizm jest uzależniony."
źródło:
http://www.wegetarianski.pl/podstrona/czytnik.php?dzial=wegetarianizm&artykul=84 - akapit "Przesłanki teoretyczne hipotezy".
Jakiekolwiek dobre samopoczucie po spożyciu używki nie znosi nijak odpowiedzialności za skutki jej nabycia. Jak ukradniesz komuś skrzynkę wódki, to chociażby była dzięki temu super impreza, nie zmienia to faktu dokonania kradzieży. Jeśli byłaby to kradzież z zabójstwem, co byłoby właściwszym logicznie porównaniem do zjadania zwierząt, odpowiedzialność również się nie zmniejsza od dobrego samopoczucia po konsumpcji przedmiotu kradzieży. Jest to chyba zrozumiałe.
Sposób postrzegania odpowiedzialności - ten za to się nieustannie zmienia i podlega wszelkim zniekształceniom, szczególnie w umyśle odpowiedzialnego. ;)
Ileż to znamy arcy ciekawych historii tłumaczenia się sprawców występków różnorakich...
Tłumaczenie się z poronionych wyborów konsumenckich i płatnego mordowania zwierząt póki co nie jest obowiązkowe. Jest normalnym prawem do rozmowy, dobrze, jeśli rzeczowej.
Niestety, wszyscy jak jeden mąż nie zdaliście nawet do przedszkola rzeczowości. Nie pojawił się tutaj ani jeden merytoryczny post.
Za to naprodukowaliście 6 stron wyłącznie bełkotu bałwochwalczego o tym jak to zajebiście jest guzik wiedzieć i epatować totalnym brakiem odpowiedzialności za cokolwiek.
Wśród sympatyków Amigi jest więcej osób odważnych moralnie i myślących samodzielnie, nie sądzę jednak, by zaglądali tutaj, doskonale wiedząc, jakiego stadnego pędu spodziewać się w wątku, który drażni poczucie odpowiedzialności i wybudza ze słodkiego snu o tłustej kiełbasie.
Nigdzie indziej, nawet na forach stricte katolickich (lub chcących uchodzić za takie), nie spotka się tylu przemądrzałych i wszystko wiedzących chodzących cmentarzy zwierząt. Dziwne, że nie jecie psów, bo wyszczekani jesteście jak sfora zdziczałych psów w lesie.
Interesuje mnie jedno:
Skoro wiadomo, że zabijanie jest złe, i że nie trzeba zabijać by żyć, a nawet spożywanie zwłok jest niekorzystne dla ciała, to co takiego powoduje, że jak ogłupieni rzucacie się do obrony zjadania martwych ciał zwierząt?
1. Czy jest to obawa o przetrwanie siebie jako jednostki?
2. Czy jest to stres wskutek skojarzenia podświadomego mięsa z poczuciem bezpieczeństwa i/lub dobrobytem?
3. Czy jest to strach przed złamaniem norm wyuczonych w domu pochodzenia?
4. Czy jest to poczucie zagrożenia wskutek niewiedzy co innego jeść w zamian aby czuć się syto i dobrze?
Skoro i tak obecnie w kiełbasach jest więcej solanki i soi, to czemu nie przerzucicie się na wędliny 100% sojowe (lub z innej rośliny, jeśli obawiacie się soi), smakujące do złudzenia tak samo?
Już p******ić globalne ocieplenie, bo to polityczny przekręt także moim zdaniem, ja wcale nie mówię, że to sprawa człowieka, itd. - żeby to było jasne.
Od początku zwracałem uwagę na problem mordowania zwierząt i ludzi (głodowo) oraz zanieczyszczenia wód i pustynnienia gleb.
Aczkolwiek produkcja metanu przez trzodę i parowanie z lagun (zbiorników z łajnem) to są poważne problemy, których skutków nie unikniemy, czy spożywamy zwierzęta na potęgę, czy niewiele, czy w ogóle.
A ja się pytam - z jakiej racji ma na moją głowę i mój ogród padać ten sam kwaśny (wskutek oparów z lagun) deszcz, za który odpowiedzialni są klienci ferm przemysłowych? Przecież ja klientem tego chorego biznesu nie jestem.
Dlatego, dla ogólnego dobra, korzyści stricte społecznej, informuję o tym, co się kryje za niewinnie wyglądającą kiełbasą, bo konsumenci NIE SĄ o tym informowani, tylko są kuszeni, z pominięciem ukazania prawdy.
Ja nie chcę żebyście się czuli winni, ani uznani przeze mnie za zbiorową masę krytyków weganizmu.
Przeciwnie! Myślę, że w toku przemyśleń każdy zdrowo myślący człowiek zauważy, że weganizm lub na początek wegetarianizm jest dla każdego, każdy może się dołączyć, że nie jest to żadna sekta, czy cokolwiek innego, i że odpowiedzialność za produkty mięsne jednak wykracza daleko poza zwykły wybór konsumencki (czytaj: to nie jest wybór koloru skarpetek - to jest wybór czy skażesz dzisiaj kogoś na śmierć i odbierzesz sobie i innym porcję czystej wody, powietrza i lasu).
Weganizm jest tak do bólu logiczny, że tego bólu logiki nie mogą z początku znieść ludzie przyzwyczajeni do schematycznego myślenia (chociaż słowa "schematyczne" i "myślenie" raczej nie idą w parze). I dobrze, tacy też są potrzebni. Dłużej się uczą, ale z reguły dokładnie.
Nie mogę też namawiać nikogo na siłę do szanowania moich doświadczenia, wiedzy, czy poglądów. Jakiekolwiek perły z dobrej woli by nie rzucać, zawsze znajdzie się jakiś "kolega chrumkający".
Chcę tylko podsumować, że zawiodłem się na rozsądku uczestników tego wątku. Kilku z nich można spytać o tematy informatyczne i odpowiedzą fachowo, temu nie można zaprzeczyć, ale poza tym specjalistycznym doświadczeniem - kulejąca etyka konsumencka i owczy pęd.
Skoro i tak Wam nie zależy, co w siebie wrzucacie, to dlaczego akurat mają to być zabite dla Was zwierzęta?
Skoro żyjecie na Ziemi to dlaczego niszczycie ją i jeszcze na to dajecie pieniądze?
Skoro nie popieracie wycinki lasów deszczowych, to dlaczego ją sponsorujecie?
Skoro nie popieracie zadania Wam śmierci, to dlaczego z łatwością skazujecie na nią inne czujące istoty, w tym ludzi, z dala od Waszych oczu? Co z oczu to i z serca?
Dlaczego reagujecie wyparciem i różnego stopnia agresją, kiedy ktoś zwróci uwagę na problem, w który jesteście uwikłani? Przecież zdrową reakcją jest pytanie się "jak mogę przestać być weń uwikłany?". Czujecie się może chorzy? Albo niegodni wolności od bycia uwikłanymi w morderstwo zwierząt, ludzi w Afryce i destrukcję Ziemi?
Załóżmy, że przybyłem na Ziemię wczoraj, nie wiem nic o Waszych mglistych wyjaśnieniach dot. spożywania mięsa zabitych zwierząt, zdziwiło mnie to przeokrutnie i staram się poznać i zrozumieć Wasze motywy.
Kto jest chętny - proszę o odpowiedzi na wyżej postawione pytania.
Z góry dzięki. Może dowiemy się wszyscy czegoś ciekawego na własny temat.