[#130]
Re: Koronawirusy (również SARS-CoV-2) zapraszamy tutaj.
@flops,
post #129
Umieranie starych i chorych to odkąd pamiętam, zawsze wydawało mi się normalne i nie warte rozpaczy. Każdy z nas musi kiedyś umrzeć, taka jest naturalna kolej rzeczy. Ale jest jedna rzecz która martwi mnie bardziej. Niewola. Niemoc robienia tego czego pragniesz. np z powodu zadłużenia. Bo świat ostatnio idzie w takim kierunku że najpierw ci biedniejsi, a potem stopniowo reszta popadnie w długi które Bóg wie jak długo będą spłacać. Nawet ci co czują że to ich nie rusza bo mają zdalną pracę, z czasem będą mieli coraz mniej klientów, bo coraz więcej będzie takich co nie będzie ich stać na ich ofertę. Ci co pracują w przetwórstwie żywności w domach nie siedzą, bo ludzie nadal muszą coś jeść, a jak nie będą mieli za co kupować to pewnie rządy ruszą rezerwy albo się zapożyczą i jakoś to będzie. Nie wiem, może czytałem zbyt wiele spiskowych teorii że tak łatwo potrafię sobie wyobrazić czarne scenariusze.
W "Kazaniu na Górze" Jezus mówi by nie martwić się zbytnio o jutro, bo Bóg wie czego potrzebujemy... Bezradnym zostaje tylko modlitwa. I byłem już kiedyś w takiej sytuacji, że to nie ode mnie zależało moje życie. To były najgorsze miesiące w moim życiu. I wolałbym polegać na innych opcjach niż nadzieja na czyjąś litość.
Nie wiemy co nas czeka. A kiedy wszystko jest fajnie to łatwo się uśmiechać, ale to ile naprawdę jesteśmy warci możemy pokazać dopiero wtedy gdy świat się nam wali, i znikąd pomocy. Ale Frank Herbert napisał w Diunie - "Nie wolno się bać. Strach zabija duszę."
Świat ma to do siebie że zwykle nie spełniają się ani wizje czarnowidzów ani utopistów. Czarnowidze straszyli że MERS zabije pół świata, a zabił tylko 36 osób. I takich chochołów czarnowidze wymyślają na pęczki. A w latach 60ych gdy zapanowała największa moda na utopijne optymistyczne SF, ludzie wierzyli że dzięki rozwojowi nauki, za parę dziesięcioleci cała ludzkość będzie żyła w szczęściu i dostatku. No i budujemy "szklane domy" a szczęście i tak nam umyka. Nasza wyobraźnia po prostu przekracza rzeczywistość, a przyszłość nie okazuje się być ani tak straszna ani tak cudowna jak potrafimy to sobie wyobrazić.
A co do mojej rodziny (skoro już robimy prywatę), to jedyna starsza osoba która była coś warta zmarła gdy byłem dzieckiem. Nie płakałem, bo tak jak wspomniałem wcześniej, starsi ludzie umierają i należy się tego spodziewać. A młodsi i zdrowsi żyją dalej. A co do reszty, to nie kiwnęli palcem gdy ich potrzebowałem, więc pies ich trącał.